poniedziałek, 26 stycznia 2015

Dobre i złe strony braku inwigilacji

     Oczywiście nie mówię tutaj o prymitywnym monitoringu. Ten jak wiadomo sprawdza się czasem, a czasem mimo wyraźnego wskazania gęby przestępcy sąd stwierdza brak dowodu. Mówię tu o inwigilacji na poziomie hard, na poziomie SF. Czytał ktoś "Raport Mniejszości"? A może chociaż oglądał? No cóż, to tylko jeden z przykładów, gdzie społeczeństwo jest inwigilowane notorycznie. Zawsze wiadomo gdzie kto jest, skanery siatkówek znajdują się na każdym rogu, w każdej bramie, na każdym przystanku. Informacja taka jest natychmiast przesyłana do centrum, w którym specjalni ludzie śledzą i przekazują informacje odpowiednim służbom. Czemu to piszę? Bo taka informacja może uratowałaby mnie przed dzisiejszą wpadką.
     Ostatni tydzień spędziłem na "opiece nad chorym dzieckiem" czyli popularnym L4 na chorą latorośl. Umówiłem się z lekarką na termin zakończenia tego na niedzielę, czyli dzień 25 miesiąca stycznia. I tu pojawił się mały szkopuł, o którym ja nie wiedziałem i którego, w związku z niewiedzą nie sprawdziłem. Otóż, żeby dni wolne (czyt. weekend) zostały wliczone do czasu opieki, a zaręczam, że ta odbywała się również i w te dni, termin "zwolnienia na czas opieki" musi kończyć się w poniedziałek. Cios.
     Wyobraźcie sobie, że nie ma was w pracy od trzech pełnych miesięcy, przez ten czas przeżyliście wiele przygód, jako że okres urlopu pokrywał się ze świętami i ich gorączką "przed", sezonem grzewczym i nowym rokiem. W końcu możecie wrócić! Dziecko wyzdrowiało i nadaje się do wysłania do placówki rządowej (czyt. żłobka), więc wy możecie wrócić na łono firmy i cieszyć się zasłużonym spokojem, przy dźwiękach szlifierek, spawarek i wózka widłowego, że o radiu grającym czeskie techno nie wspomnę. Miód na uszy. Aż tu, około godziny dziesiątej, wasz kierownik (czyt. Kierownik) widząc was po raz pierwszy zadaje dziwne z pozoru pytanie "A co ty tu, kur.... robisz?" no jak to co? "Pracuję", "No przecież masz L4 jeszcze dzisiaj!" "JA?????"
     No przecież idiotą nie jestem, a jednak. Czemu więc nie ma systemu, który po sprawdzeniu posiadanych danych nie zawyłby, niczym syrena alarmowa i wielkim krzykiem nie oznajmił mi w drzwiach : "Nie możesz jechać do roboty!! Masz wolne!! Nie wstawaj!!" No czemu? Z drugiej strony gdyby, zamiast informowania mnie, poinformowano ZUS, już widzę tą brygadę specjalną, lądującą przy moim zakładzie pracy (przewiduję co najmniej desant ze śmigłowców), i porywającą mnie do tajnej siedziby w centrum miasta na przesłuchanie. Wszystko przez skan oka mojej córki w żłobku miejskim i stwierdzenie "ALARM!! Lena W. przyszła do placówki!! ALARM! Wyłudzenie! Dokonać aresztowania i eksterminacji poprzez wyzerowanie konta emerytalnego!!" No nie mogłoby tak być?
     No więc z jednej strony system może być pomocny, z drugiej (tej bardziej prawdopodobnej) zdecydowanie niszczący. Cóż, ta dywagacja nie zmieni faktu, że jak debil wstałem dziś o 5:45 żeby zawieźć średnią córkę do przedszkola i pospiesznie dojechać do pracy, w której nie powinienem być dzisiaj. Dlaczego? Bo powinienem opiekować się chorym dzieckiem, które poszło do żłobka..... A w sumie... Jakby mieli mnie wsadzić, to chyba lepiej, że taki system nie działa.

PS jeżeli sądzisz drogi Czytelniku, że zachowałem się jak ostatni idiota, to możesz mieć rację. Cóż, czasem trzeba sprawdzić co się chowa w kalendarzu. Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz