środa, 26 czerwca 2013

Prawo ponad prawem

     


       Skojarzyło mi się.... Po przeczytaniu wypowiedzi pewnej ogólnie już znanej Pani Profesor. Otóż na antenie pewnej rozgłośni ogólnie znanej i lubianej odebrała ona prawa do konstytucyjnej ochrony osobom innej orientacji seksualnej, prostytutkom i wszystkim którzy nie działają "w logice z prawami natury" tu czytaj raczej z prawem boskim. Nawiązuje to, a jakże do wyższości tego wyimaginowanego ponad prawem państwowym. 
     Słusznie zauważył jeden z użytkowników FB, że podobne slogany i podziały na lepszych i gorszych, na chronionych i wyrzutków, pojawiały się już w historii świata... W najbliższej i wciąż niezapomnianej historii byli tacy, co usiłowali "leczyć" innych rasowo i poglądowo poprzez obozy pracy przymusowej i gaz "cyklon B". W Stanach Zjednoczonych wciąż istnieją panowie w białych prześcieradłach, głoszący podległość innych ras i orientacji, gotowi palić krzyże i wieszać "winnych". Przykładów więcej można by wymieniać. Turcy tępiący kurdów, protestanci przeciw katolikom w Irlandii, biali w RPA. Wszędzie rozpoczynało się od podobnej retoryki, od PODZIAŁÓW, od uznawania innych ludzi za gorszych. 
      Coraz większą nadzieję mam, że partia, której przedstawicielem jest owa Pani Profesor znajdzie się jak najdalej od władzy. Ta "równość" może bowiem rozszerzyć się bardzo łatwo na tych co mają inne poglądy zarówno polityczne jak i wyznaniowe na przykład. Czy mogę już czuć się podwójnie zagrożony? Czy powinienem już planować ucieczkę i prośbę o azyl polityczny? Oto mamy namacalny dowód jak przekonania, które powinny pozostać tylko w sferze prywatnej, przejmują kontrolę nad słowami i czynami, prowadząc do radykalizmu i przerażającej retoryki. 
    Pozostaje wciąż pytanie: kto będzie ustalał "logikę praw natury"? Czyżby rzeczona Pani i jej podobni? A może jakiś nowy zespół powołany w tym celu? Czy ktoś mógłby w końcu wytłumaczyć tym ludziom, że takie słowa i takie poglądy prowadzą w prostej linii do totalitaryzmu? Strach człowieka oblatuje... znów represje, znów kontrola państwa nad jednostkami, znów zmuszanie obywateli do wyznawania "jedynej i słusznej" ideologii... Ach! w tym przypadku cieszmy się i weselmy, gdyż ideologia będzie pochodzić od "boga", a nie od partii!! Hurrrrrrraaaaa!
       Na koniec przypomina mi się pewne scena z filmu Quentina. Taki western. Wiecie jaki? ach ta scena z "kapturami" ... idiotyzm w czystej postaci. Może ktoś, kiedyś nakręci film o naszych realiach? Quentin chętny? Może podrzucimy mu parę programów publicystycznych z naszej TV? Scenariusz sam się pisze.....
     Nie wiem jak Wy, ale ja zacznę pomalutku rozglądać się za mieszkankiem w Czeskiej Republice. Może nawet przyznają mi status uchodźcy?


Żródełko:
http://wyborcza.pl/1,75478,14155612,Pawlowicz_w_Radiu_Maryja__Prostytutki_nie_moga_zadac.html

piątek, 21 czerwca 2013

Piątek, świątek.....



        Piątek. Dla wielu koniec męczącego tygodnia, początek weekendu, upragnione wytchnienie. Wielka szansa na mentalny relaks i preludium do dwudniowej swobody działania. Niestety z jakiegoś względu część lokali usługowych czy sklepów próbuje, w imię wyższych racji, coś z tej radości zabrać. W jaki sposób? Ograniczając, nadal w imię wyższych racji, naszą wolność wyboru.
   
     Krótka scenka z życia wzięta:
Miejsce: sklep spożywczy. Godzina poranna, ludzie w drodze do pracy. Osoby: Pani Ekspedientka (PE) oraz Klientka (K).
K - Dzień dobry. Poproszę dwie kanapki z szynką.
PE - Dzień dobry. Ale dzisiaj piątek i z szynką nie ma.

    Tu następuje chwila milczenia...... Z tego co wiem garmażerka PSS SPOŁEM w Cieszynie tłucze kanapki wszystkich trzech rodzajów codziennie i tylko od widzimisię sklepu zależy co zamówią. Czemu akurat w piątek z szynką nie? Ja wiem, można do innego sklepu iść. Można. Tylko DLACZEGO? Może warto oznaczać takie sklepy specjalną naklejką "Sklep chrześcijański, w piątki mięsa nie sprzedaje", a może krok dalej i pozamykać mięsne w piątki? A co! Niech naród pości zgodnie z naukami kościoła.
   
         Inna sytuacja i może mniej drastyczna, bo wybór jest, aczkolwiek więcej płatny. Stołówka prywatna, serwująca obiady dobre i tanie, gdzie każdy komu nie chce się stać przy garach może nabyć obiad dnia w przystępnej cenie. I co? Menu piątkowe.... JEST WYBÓR albo rybka albo............ naleśniki..... A jak chcę schabowego? Oczywiście "klient nasz pan", jest i schabowy! Tylko, że taki rarytas kosztuje więcej niż dwudaniowy zestaw dnia. Więc możesz sobie zeżreć to mięcho bezbożniku ale za przyjemności się płaci!!

     Nie krytykuję przekonań religijnych. Niech każdy wierzy w co chce, ale niech robi to w zaciszu swojego domu, świątyni.... Niech nie ma to wpływu na przestrzeń publiczną, bo w niej są jednostki, które czują się przez to lekko dyskryminowane.
      Ach i taka jeszcze sytuacja w Łodzi na jednym z osiedli pewien ksiądz organizuje modlitwy ze śpiewem na boisku. Za nic ma protesty niektórych lokatorów, bo nie wszystkim podoba się słuchanie religijnych przyśpiewów. Sąsiedzi zaczęli więc się bronić przy użyciu głośnej muzyki metalowej, bo uważają i słusznie, że kościołów w okolicy jest pod dostatkiem, a każdy z nich ma swój placyk gdzie można takie spotkania organizować. Cóż tłumaczeniem jest, że to integruje i pozwala spotkać się tym ludziom.... Marketing. Czy nie oznacza to, że religijni chrześcijanie są tak leniwi, że czekają aż ksiądz przyjdzie z modlitwą do nich, bo do kościoła jest za daleko? No tak, ponoć jest tam jeden sparaliżowany Pan, który nie wychodzi z domu, więc przez balkon słucha oazowych pieśni. Może prościej by było gdyby ksiądz zorganizował paru sąsiadów, którzy onego pana zawieźli by do kościoła? Czy to przekracza możliwości pomocy bliźniemu? Ciekawe co by było gdyby tak pod kościołem urządzić mały, rockowy koncert polowy... "Bo ksiądz ma taki duży plac! I przy głównej drodze! Więcej osób usłyszy naszą muzykę!" Ktoś chętny spróbować? Gwarantuję Straż Miejską jako minimum.....

    Może więc kochani wierzący idźcie sobie do siebie. Macie mnóstwo kościołów, salek, placów i tam śpiewajcie do woli, módlcie się i róbcie co chcecie. Przestrzeń PUBLICZNĄ pozostawcie taką. Inni też mają prawo żyć normalnie.


Źródełko: http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,14126123,Oaza_vs_Metallica__czyli_bitwa_na_glosy_na_Zarzewie.html

środa, 19 czerwca 2013

Zapiski początkującego cyklisty

       Jak mawiał członek mojego ulubionego kabaretu: "A teraz coś z zupełnie innej beczki". 

     Przerażony zapuszczeniem się po zimie (długiej, ale to żadne wytłumaczenie) postanowiłem uruchomić, nieruszany od lat dwóch, rowerek. Po pierwszej wyprawce morale się podniosło, bo jeszcze daję radę i pchać na niższych górkach nie muszę, ale pojawił się problem innego typu. Kierowcy samochodów...... Już na drugim rondzie jeden chciał mnie zabić wymuszając pierwszeństwo (w końcu co tam rower.....), 300 metrów dalej na kolejnym rondzie drugi pojechał pod prąd na "czołowe" ze mną.... I mógłbym posądzać o to, że nie widzieli ale jasno było i coś koło południa. 
     Mniejsza z tym. Zmuszając się sam do większej aktywności postanowiłem dojeżdżać do pracy. Jakieś 11  kilometrów w jedną stronę. Najsampierw aura powiedziała stanowcze NIE, wylewając hektolitry wody i skutecznie uniemożliwiając jazdę czymkolwiek bez dachu. Potem jednakowoż było już lepiej i nastała słoneczność i suchość. Więcej wymówek już nie było i trzeba się zabrać za jazdę. Nawet jeśli druga zmiana oznacza powrót w późnych godzinach wieczorowo-nocnych. Zakupiłem więc komplet światełek (niestety przednia spełnia funkcję tylko ostrzegawczą, bo drogi i tak nie widać) i kamizelkę odblaskową, coby nikt mi nie zarzucił, że nie widział. Przyznaję więc z satysfakcją, że przygotowałem się wcale nieźle. 
    Po przejechaniu jak na razie około 70 kilometrów doszedłem do kilku fundamentalnych wniosków:
1. drogi w najjaśniejszej rzplitej nie nadają się dla jednośladów pod względem nawierzchni (o tak! dziury się czuje w samochodzie, ale jak się je czuje na rowerze!!)
2. tak zwane "szlaki rowerowe" pozbawione wydzielonego pasa dla jednośladów są niczym innym jak loterią życia i kalectwa. (Pozdrawiam wszystkich pędzących kierowców TIRów, wiatr w plecy zawsze pomaga)
3. długie światła nadjeżdżających z przeciwka oślepiają o wiele bardziej rowerzystę niż prowadzącego samochód. Co gorsza potem przez kilka sekund nie widzi się nic, nawet pobocza. (Dziękuję wszystkim, którzy mi pomagają czynić takie odkrycia)
4. Kot to najgłupsze ze stworzeń na ziemi..... nie reaguje na światło, dzwonek, okrzyk "spierd@##$%j" i tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie przetestowałem jak to jest przejechać futrzaka rowerem....

A poza tym? Poza tym jest wiatr i muzyka w uszach i satysfakcja! bo dałem radę KURDE! Więc dopóki się da.... NAPRZÓD!!!

środa, 5 czerwca 2013

Uwaga! Fikcja autentyczna! (3)

   

    A co jeśli??? Opowiem Wam być może ciekawą historię. Będzie to historia ewolucji człowieka w wielkim skrócie i uproszczeniu. Nie jest moim celem przekazanie wiedzy historycznej, a pokazanie pewnej idei i tego jak być może rozrosła się do obecnego kształtu. Użyję do tego przykładu w kolorze żółto czerwonym, o bardzo wysokiej temperaturze. Gotowi? Czas cofnąć się w przeszłość i walczyć o OGIEŃ!

    Tysiące lat temu naszym przodkom brakowało wszystkiego. Jedzenia, schronienia, narzędzi, ognia i wielu innych rzeczy, bez których teraz nie wyobrażamy sobie życia. Jedyne źródło ciepła pojawiało się tylko wtedy, kiedy nad bezkresnymi równinami, nad szczytami gór przetaczały się groźne burze, a pioruny zapalały suche trawy i drzewa. Wtedy pierwszy człowiek mógł, z narażeniem życia, zdobyć jedną płonącą żagiew i zanieść ją tryumfalnie do jaskini. I tu pojawia się jeden z naszych bohaterów. Nie ma imienia, nie potrafi nawet mówić, nazwiemy go więc Spryciarzem.  Wyróżniał się on bystrzejszym intelektem i umiejętnością nie tak powszechną w tamtych dniach, czyli kojarzeniem faktów. Trochę czasu zajęło mu spostrzeżenie, iż czarne chmury na horyzoncie zwiastują burzę, ta znów przyniesie deszcz i pioruny. PIORUNY!! Może by więc spróbować? Podpatrzeć? Być może Spryciarz miał dzieci, a może w jego plemieniu znalazł się inny bystrzak? Tego się nie dowiemy, możemy jednak założyć, że dużo czasu upłynęło nim Spryciarz, bądź jego uczeń / uczennica (chyba tak możemy ich nazwać) wyciągnął pierwsze wnioski. Piorun uderza najczęściej w najwyższe drzewo, jeżeli jest ono suche to z dużym prawdopodobieństwem zapali się. Jakież wspaniałe odkrycie!! Co prawda nie gwarantuje stuprocentowej pewności, ale.... daje nadzieję! Pozostała tylko kwestia przekazania innym, że pioruny mogą być czymś dobrym. I tu mogło pojawić się po raz pierwszy pewne rozwiązanie... Przekazanie plemieniu informacji o tajemniczej Sile, która rozpala ogień, umiejętność przewidywania takiego zdarzenia, to na pewno podniosło status Spryciarza i jego następców w oczach współplemieńców. W końcu potrafili oni przewidzieć nieprzewidywalne, okiełznać nieokiełznane! Nie, to jedno słowo nie padnie tutaj. Jeszcze nie. 
     Spryciarz jest sprytny. Potrafi dostrzegać pewne rzeczy i czerpać z nich korzyści. Szybko okazuje się, że umiejętności te pozwalają mu na omijanie niektórych plemiennych obowiązków, ludzie przynoszą mu dary. Nie musi już polować, interesują się nim kobiety, wódz plemienia chce znać jego zdanie. Powiecie, że zagalopowałem się w tym przeskoku od prymitywnej kultury do struktury plemienia. A jednak to ma sens w przedstawieniu idei właśnie. Czas jednak biegnie wciąż do przodu i Spryciarzowi nie wystarcza już tylko przewidywanie burzy i pozyskiwanie ognia z piorunów. Plemię nauczyło się rozniecać ogień samodzielnie i nie musi już czekać na niepewną burzę. Pomału jednak zaczyna rozwijać się rolnictwo, a tu pole do popisu ma nasz Spryciarz wielkie. Obserwuje dalej pogodę, dym z ogniska, łączy fakty. Wie kiedy ciśnienie atmosferyczne rośnie, kiedy spada, kiedy będzie deszcz padał, kiedy wyjdzie słońce. Pomaga innym swoimi radami, dzięki niemu plony są większe. Spryciarz zaczyna dostrzegać jednak coś jeszcze innego. Wiedza, którą przekazuje innym pozbawia go atutu WIEDZĄCEGO! Musi być więc ostrożny i dawkować swoją wiedzę pomału, by wciąż pozostać kimś ważnym. 
   Nie jest to łatwy czas dla Spryciarza i jemu podobnych, wciąż musi wyprzedzać swój lud. Na każdym kroku udowadniać musi swoją nieomylność. Czasem musi zwalczać innych Spryciarzy, by nie odebrali mu miejsca w hierarchii. W jego głowie pojawia się więc plan. A w tym planie najistotniejsza staje się postać, równie tajemnicza co nieodgadniona. Postać bóstwa. Za jego to sprawką deszcz pada bądź nie, to on zsyła choroby na złych ludzi, którzy go obrazili. To on przemawia ustami Spryciarza i tylko on (Spryciarz) ma prawo przekazywać jego wolę. Od tego momentu wszystko zaczyna układać się jak najlepiej. To zdecydowanie najlepszy z pomysłów jaki przyszedł mu do głowy! W końcu jest ktoś, kto zapewnia Spryciarzowi właściwą pozycję w plemieniu i strzeże jej przed zakusami innych. I co najlepsze nie robi tego za darmo. Aby pomyślność nie opuszczała plemienia, bóstwo (w osobie Spryciarza) musi otrzymywać ofiary. Na początek to oczywiście żywność, kosztowności, kobiety. Ale to nie wystarcza! Plemię zza rzeki ma lepsze pola uprawne, więcej zwierzyny, większą jaskinię i nie składają ofiar bóstwu!! Należy więc ukarać ich świętym gniewem! Przejąć ich bogactwa, kobiety, zwierzynę, a ich samych złożyć w ofierze. Tak rodzi się pierwsza krucjata, tak rodzi się pierwszy konflikt religijny, bo być może to inne plemię ma swoje bóstwo i czci go inaczej?
     Wszystko ewoluuje. Ludzie tworzą nowe struktury. Pojawiają się miasta i państwa, plemiona zmieniają się w narody. Ewolucja nie omija również Spryciarza ani jego bóstwa. Zmienia się również ilość bóstw i ich charakter. Są więc ci, którzy chcą dla ludzkości dobrze, są ci co jej przeszkadzają, są dowcipnisie i złoczyńcy. Jest ich wielu. Każda kultura ma swoich. Podobnych ale troszkę innych. No właśnie... innych. Ta inność bóstw i Spryciarzy uzależniona od miejsca na ziemi, klimatu i historii danego miejsca powoduje konflikty. Z kolei świadomość władzy jaką daje bóstwo i znajomość jego kaprysów przyciągała plemiennych kacyków, królów jak ćmy do ognia. Władcy chcieli znać kaprysy bóstw, Spryciarze potrafili wpływać na nich, odpowiednio interpretując wyimaginowane zachcianki eterycznych istot. 
   Pojawia się doktryna religijna. Zbiór zasad, które w szczególny sposób określają jak należy się zachować, czego wolno, a czego nie. Na początku zasady te zgodne są z kodeksami władców, dodają tylko troszeczkę "nowości". Wkrótce jednak Spryciarze pożądają więcej władzy. Zaczyna się ścisły związek religii (tak, tak możemy ją już nazwać) i państwa. Królowie, cesarzowie poddają się jej wpływom. Wielobóstwo zastępuje jeden bóg, bo tak wygodnie. Wiele wierzeń, wielkiego cesarstwa łączy się w jedną wiarę, która zostaje narzucona wszystkim jako ta jedyna. Cesarstwo obejmuje sporą część Europy, tak więc i wiara pod przymusem zostaje wprowadzona wszędzie. Zespala się z władzą i władzą się staje. Pod przykrywką rządu dusz, zaczyna sprawować rządy nad wszystkim. 
     Spryciarz nie był głupi. O nie. Był najbardziej dociekliwym osobnikiem w swojej grupie. Pożądał wiedzy i nią władał. Potem dostrzegł, że dawkując wiedzę pomału można zwiększyć swą władzę. Potem znajduje wytłumaczenie dla swych pomyłek. Bóstwo, od którego kaprysu zależy powodzenie modłów. I już. Pojawia się pierwszy dogmat.... Wiara rozpoczyna swoją drogę..... Obiecuje "zbawienie i życie wieczne". Niczym najwspanialszą "kiełbasę wyborczą". Jedyne co trzeba robić to : wielbić pana, poświęcać się dla wspólnoty, nienawidzić tych co nie wierzą i oczywiście składać regularne ofiary, z których korzyści spływają na Spryciarzy. Bo jest ich wielu. Bardzo wielu. Rozrośli się do gigantycznej organizacji. I to niejednej. A wszystkie się okresowo dzielą na mniejsze, walczą ze sobą, spiskują. A ludzie w ich imieniu mordują innych.
       Wielka to władza i bardzo kusząca. Ale my wiemy już przecież tyle, że Spryciarze nam nie potrzebni. Teraz to zwykli ludzie wiedzą więcej, ale nie muszą już podpierać się bóstwami. Wystarcza im siła rozumu. Pamiętajmy o tym. Może czas skończyć manipulację. Już dość. 

Dobranoc

wtorek, 4 czerwca 2013

O umniejszaniu siebie samych...

     Osoba mi bardzo bliska będzie niedługo musiała przejść operację. Niby nic poważnego. Mnóstwo takich przeprowadza się każdego roku. Jednak zdarzają się i powikłania i błędy, jak zawsze. Ale nie strach przed operacją jest tematem, tylko umniejszanie siebie i innych. Mianowicie a propos tego wydarzenia miała miejsce krótka rozmowa, w czyich rękach jest los operowanego. Ja twierdzę, że wszystko zależy od chirurga, osoba ta twierdzi, że "wszystko w rękach wszechmocnego".... Czy może być coś bardziej smutnego od faktu, że ktoś uznaje wszystkie nasze zdolności za dar od boga? Lata studiów, ciężkiej nauki na stażach, praktyki "od zera", zostają przekreślone przez "fakt" boskiego daru! I nie tylko lekarzy fakt ten dotyczy, aczkolwiek chyba najczęściej ich. 
     I tu przychodzi chwila refleksji, nad tym co robimy sobie i innym takimi słowami. Im głębiej wchodzimy w tą mentalność tym bardziej przerażające to się staje. Myśli napędzają się same w kierunku coraz to głębszej paranoi. Czy możemy przyjąć za pewnik, że otrzymany "dar od boga" jest z nami od urodzenia? Czy oznacza to, że mając predyspozycje "na chirurga" musimy nim zostać czy się nam to podoba czy nie? A może nie ma możliwości, że się nam nie spodoba, bo jest to "zapisane"? A skoro zostało zapisane i kropka to znaczy, że całe to nasze staranie nie ma sensu, a raczej jest "zapisane" więc nie ma możliwości zmiany niczego i nasza wolna wola jest tylko nic nie znaczącym sloganem. Cóż jeśli jednak przyznamy, że wolna wola istnieje? Wtedy musimy zmierzyć się z faktem, że nic nie jest "zapisane", a wszystko co osiągamy w życiu jest tylko zasługą naszej ciężkiej pracy i wypadkową dokonywanych wyborów. Jeśli pójdziemy dalej to nie możemy już wierzyć w "boskie dary", w to, że jakiś on steruje naszymi rękami. Zaczynamy wierzyć w siebie. 
    Do czego jest nam więc potrzebny bóg? Cóż, oprócz zapewniania wiekuistego zbawienia lub potępienia nadaje ponoć sens naszej wędrówce po ziemi. Tej straszliwej i męczącej drodze do zbawienia..... Tak bardzo chcemy, żeby to wszystko miało jakiś głębszy sens, że nadajemy mu wymiar prawie rzeczywisty. Przecież bóg, oprócz bycia postacią eteryczną ma również syna, którego niektórzy widzieli. I był on człowiekiem!! Ciągle czytamy, słyszymy, oglądamy jak kapłani wszelkich wyznań obiecują nam życie wieczne, spotkanie z bliskimi (WSZYSTKIMI??????? sic!) i wiekuistą radość z oglądania jakiegoś pana i oddawania mu czci. Jesteśmy bowiem puchem marnym i bez niego nie potrafimy niczego...... 
     Ja nie chcę! Nie chcę wielbić pana przez wieczność! Nie chcę spotkać wszystkich moich bliskich (o tak, nie wszystkich lubiłem)! Jeżeli nikt, NIKT nie potrafi dać zbliżonej choćby do sensownej odpowiedzi na pytanie "jak tam jest?", nikt nie chce zagłębiać się w ten temat, to czemu w to wierzyć? 
      Jak przypatrzymy się tylko kilku rzeczom, to nie sposób nie utonąć w morzu kolejnych wątpliwości. "Czyściec" stworzony przez kościół (nie ma wzmianki w biblii), bo powinno być miejsce przejściowe. Zastępy anielskie, których istnienie i podział ustalili ojcowie kościoła opierając się na mrzonkach. Co i rusz trafiamy na kolejne i kolejne dowody na to, że większość kościelnych i boskich legend zostało wymyślonych przez ludzi na przestrzeni wieków. To z kolei poddaje w wątpliwość prawdomówność biblii, koranu, tory, albo stawie je na równi z książkami Tolkiena, Lewisa, Kresa, Sapkowskiego i całej rzeszy pisarzy spod znaku fantastyki.
     Wierzmy w siebie! To my, własną pracą, wytrwałością i umiejętnościami kształtujemy nas samych i swoje życie. Nikt nami nie steruje i nikt nam nie pomaga. Nikt nam też nie przeszkadza, nie doświadcza. To po prostu życie nasze, warunki planety, biosfera, przemysł to wszystko wpływa na ludzkość. Przyjmijmy więc, że niczego potem nie ma, nikogo nie spotkamy i żyjmy tak żeby nie czynić krzywdy drugiemu. Nie licząc na rozgrzeszenie zaczynasz czynić dobro. Zacznijmy już teraz!

niedziela, 2 czerwca 2013

Niedzielne podnoszenie ciśnienia.....

       Nie wytrzymałem. Spojrzałem na artykuł i momentalnie pożałowałem wypitej kawy. Odkryłem kolejny wątek w idiotycznej dyskusji nad wyższością prawa bożego nad prawem stanowionym. Niejaki Abp. Hoser, zapominając najwyraźniej o wieloletniej historii mordów i przemocy sygnowanych symbolem krzyża powiedział w homilii : "Wszyscy zbrodniarze tłumaczyli się, że wykonywali rozkazy, że takie było prawo. Miliony ludzi traktowanych jak robactwo, zabijanych. Tak właśnie wyglądało prawo, które nie uwzględniało prawa Bożego – podkreślił biskup warszawsko-praski, stwierdzając, że "jedynym gwarantem ludzkiej godności i życia jest Bóg". *
      Cóż. Uznając wyższość prawa bożego cofamy się do momentu w przeszłości, kiedy to władcy świeccy musieli każdą decyzję konsultować z papieżem, inaczej narażali się na ekskomunikę. Słusznie zauważa Leszek Miller (z którym rzadko się zgadzam), że ustawi nas to w jednym szeregu z państwami typu Iran. Czy aby na pewno chcemy, żeby o naszym życiu i o tym co nam wolno decydowali ludzie dobrowolnie upośledzeni życiowo? Brak żony, dzieci, przeświadczenie o "wyższej" pozycji w społeczeństwie, o misji, o posłaniu, powoduje swoiste skrzywienie myślenia i niemożność realnej oceny tego co nas otacza. Dlatego i przede wszystkim dlatego duchowni wszelkich wyznań powinni pozostać tam gdzie ich miejsce czyli w świątyniach przekazując słowo boże ludziom. Nie powinni zajmować się polityką, nie powinni wypowiadać się na tematy, które są im obce (o tak wiem, że mądrości czerpią z obserwacji innych..... ) i wreszcie nie powinni otrzymywać pieniędzy od państwa tylko dlatego, że są!!!!
    Rozumiem protesty mniejszościowych wyznań w Polsce. Kiedy fundusze kościelne zostaną zastąpione dobrowolnym odpisem podatkowym, mogą oni wylądować na przysłowiowym "bruku". Co najciekawsze najbardziej obawia się tego kościół katolicki będący ponoć reprezentantem ponad 90% społeczeństwa. Dlaczego się boi? Przecież mając tyle wyznawców ich dochód powinien raczej wzrosnąć! Cóż taka dowolność może doprowadzić do tego, że chętnych do płacenia okaże się niewielu i co wtedy? Trzeba będzie zająć się marketingiem.... Skoro prawdy głoszone przez boga w trójcy są tak uniwersalne i prawdziwe to powinny sprzedać się jak świeże bułeczki czyż nie? Z drugiej strony jeśli społeczeństwo okaże się niewdzięczne i nie zechce finansować tej instytucji to zawsze można wynająć salki, kościoły, pałacyki kurii i czerpać zyski. Przecież kościół powinien być instytucją dbającą o DUCHA i zbawienie po śmierci po co więc luksusowe samochody, wille i złote ołtarze? Przecież życie doczesne jest tylko "pełną cierpienia, drogą do zbawienia"! No tak ale jakże przyjemnie cierpi się w nowym mercedesie czy lexusie..... też bym pocierpiał!
    Może więc czas się zastanowić, czy chcemy dalej patrzeć na to rozpasanie i jawne kpiny z instytucji Państwa, czy chcemy żeby nasze dzieci były dyskryminowane za to, że zadają niewygodne pytania, czy chcemy słuchać o ubóstwie od ludzi opływających w luksusy na NASZ koszt. 
    Przypomnę co niektórym katolikom cytat z ich ulubionej księgi: "Oddajcie bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie"! I nie zapominajcie o tym, w końcu to wasz nauczyciel tak mówił..... Ale kogo to obchodzi? Może tylko nowego papieża, któremu nikt już nie daje zbyt dużo czasu na tym świecie......