wtorek, 4 czerwca 2013

O umniejszaniu siebie samych...

     Osoba mi bardzo bliska będzie niedługo musiała przejść operację. Niby nic poważnego. Mnóstwo takich przeprowadza się każdego roku. Jednak zdarzają się i powikłania i błędy, jak zawsze. Ale nie strach przed operacją jest tematem, tylko umniejszanie siebie i innych. Mianowicie a propos tego wydarzenia miała miejsce krótka rozmowa, w czyich rękach jest los operowanego. Ja twierdzę, że wszystko zależy od chirurga, osoba ta twierdzi, że "wszystko w rękach wszechmocnego".... Czy może być coś bardziej smutnego od faktu, że ktoś uznaje wszystkie nasze zdolności za dar od boga? Lata studiów, ciężkiej nauki na stażach, praktyki "od zera", zostają przekreślone przez "fakt" boskiego daru! I nie tylko lekarzy fakt ten dotyczy, aczkolwiek chyba najczęściej ich. 
     I tu przychodzi chwila refleksji, nad tym co robimy sobie i innym takimi słowami. Im głębiej wchodzimy w tą mentalność tym bardziej przerażające to się staje. Myśli napędzają się same w kierunku coraz to głębszej paranoi. Czy możemy przyjąć za pewnik, że otrzymany "dar od boga" jest z nami od urodzenia? Czy oznacza to, że mając predyspozycje "na chirurga" musimy nim zostać czy się nam to podoba czy nie? A może nie ma możliwości, że się nam nie spodoba, bo jest to "zapisane"? A skoro zostało zapisane i kropka to znaczy, że całe to nasze staranie nie ma sensu, a raczej jest "zapisane" więc nie ma możliwości zmiany niczego i nasza wolna wola jest tylko nic nie znaczącym sloganem. Cóż jeśli jednak przyznamy, że wolna wola istnieje? Wtedy musimy zmierzyć się z faktem, że nic nie jest "zapisane", a wszystko co osiągamy w życiu jest tylko zasługą naszej ciężkiej pracy i wypadkową dokonywanych wyborów. Jeśli pójdziemy dalej to nie możemy już wierzyć w "boskie dary", w to, że jakiś on steruje naszymi rękami. Zaczynamy wierzyć w siebie. 
    Do czego jest nam więc potrzebny bóg? Cóż, oprócz zapewniania wiekuistego zbawienia lub potępienia nadaje ponoć sens naszej wędrówce po ziemi. Tej straszliwej i męczącej drodze do zbawienia..... Tak bardzo chcemy, żeby to wszystko miało jakiś głębszy sens, że nadajemy mu wymiar prawie rzeczywisty. Przecież bóg, oprócz bycia postacią eteryczną ma również syna, którego niektórzy widzieli. I był on człowiekiem!! Ciągle czytamy, słyszymy, oglądamy jak kapłani wszelkich wyznań obiecują nam życie wieczne, spotkanie z bliskimi (WSZYSTKIMI??????? sic!) i wiekuistą radość z oglądania jakiegoś pana i oddawania mu czci. Jesteśmy bowiem puchem marnym i bez niego nie potrafimy niczego...... 
     Ja nie chcę! Nie chcę wielbić pana przez wieczność! Nie chcę spotkać wszystkich moich bliskich (o tak, nie wszystkich lubiłem)! Jeżeli nikt, NIKT nie potrafi dać zbliżonej choćby do sensownej odpowiedzi na pytanie "jak tam jest?", nikt nie chce zagłębiać się w ten temat, to czemu w to wierzyć? 
      Jak przypatrzymy się tylko kilku rzeczom, to nie sposób nie utonąć w morzu kolejnych wątpliwości. "Czyściec" stworzony przez kościół (nie ma wzmianki w biblii), bo powinno być miejsce przejściowe. Zastępy anielskie, których istnienie i podział ustalili ojcowie kościoła opierając się na mrzonkach. Co i rusz trafiamy na kolejne i kolejne dowody na to, że większość kościelnych i boskich legend zostało wymyślonych przez ludzi na przestrzeni wieków. To z kolei poddaje w wątpliwość prawdomówność biblii, koranu, tory, albo stawie je na równi z książkami Tolkiena, Lewisa, Kresa, Sapkowskiego i całej rzeszy pisarzy spod znaku fantastyki.
     Wierzmy w siebie! To my, własną pracą, wytrwałością i umiejętnościami kształtujemy nas samych i swoje życie. Nikt nami nie steruje i nikt nam nie pomaga. Nikt nam też nie przeszkadza, nie doświadcza. To po prostu życie nasze, warunki planety, biosfera, przemysł to wszystko wpływa na ludzkość. Przyjmijmy więc, że niczego potem nie ma, nikogo nie spotkamy i żyjmy tak żeby nie czynić krzywdy drugiemu. Nie licząc na rozgrzeszenie zaczynasz czynić dobro. Zacznijmy już teraz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz