poniedziałek, 29 grudnia 2014

Tylko dzieci i Teściowa

     Coraz mniej trzyma mnie przy świątecznej tradycji. Kiedyś była dla mnie ważna, zbliżał się magiczny czas pięknej choinki, dobrego jedzenia, słodyczy bez ograniczeń i nade wszystko prezentów. Dziecku łatwiej jest chyba wyczuć atmosferę świętowania. Kłótnie rodziców schodzą jakoś na plan dalszy, stają się prawie niezauważalne, może dlatego, że prowadzone są zazwyczaj szeptem albo w pokoju obok. Wszystko żeby nie psuć wspaniałej atmosfery oczekiwania.
     Kiedy jesteś dorosły wszystko wygląda inaczej. Nagle to ty jesteś w centrum przygotowań, to na tobie spoczywa obowiązek zakupienia tego wszystkiego co jeść będziesz, to ty wymyślasz prezenty dla innych. Dopóki trzyma cię świadomość świąt czy raczej Świąt jesteś wygrany, w końcu spełniasz swój obowiązek i czekasz na narodziny swojego Boga. Znów okazuje się, że ateizm utrudnia wszystko. Dzieci na religię nie chodzą i co z tego? W telewizji święta, choinki i Mikołaje, w przedszkolu też Mikołaj i kolędy. Nie mam nic przeciwko, w końcu moje dziecko normalnie nic nie chce śpiewać, a teraz jedzie "Chwała na wysokości" i nie ważne komu i po co. Ważne żeby śpiewać na całe gardło. To jest jakiś pozytyw. Jeżeli cokolwiek sprawia, że moje dziecko, zwykle skryte, śpiewa na głos to ja to będę to popierał i już. Jak kiedyś wróci i zawyje "Na barykady, ludu roboczy" również będę szczęśliwy.
     Jak rok czy dwa lata temu bolało mnie i denerwowało, jak czytałem dyskusje na różnych profilach dotyczące tego, że ateiści to powinni w ogóle dać sobie spokój i nie obchodzić niczego w tym czasie, a najlepiej niech się chwycą roboty, skoro nie wierzą w nic. I te odpowiedzi, że to tradycja, że dzieci i tak dostają ideologią po głowie i nie da się ich tak w 100% chronić. W końcu święta to nie komunia, są co roku i przebierać się nie trzeba, no i wszyscy dostają prezenty. O przepraszam, chyba nie wszyscy. Świadkowie Jehowy wycofują swoje dziecko z przedszkola jakoś tak początkiem grudnia, żeby uchronić przed zgubnym wpływem czerwonego i brodatego jegomościa. Cóż każdy ma jak lubi. Ja dziecku nie bronię, bo i po co? Jak będzie chciała o coś zapytać, to zapyta i dostanie odpowiedź. Przecież bajki, które powodują pojawianie się prezentów pod choinką są fajne dla każdego malucha (i nie tylko) więc czemu ich tego pozbawiać? Dorosną, to same decyzję podejmą.
    Ja dochodzę do wniosku, że te święta to tak bardziej dla dzieci (chociaż najstarsza już też pomału wyrasta, mam wrażenie) no i dla Teściowej. W końcu nasi rodzice to bardziej w tej tradycji chowani i bardziej potrzeba im tego wszystkiego, a jak kto zostaje sam, to chce być w ten czas przy kimś bliskim. No chyba, że przeszkadzają mu poglądy. Takie postawy też są i okazuje się, że nam mniej przeszkadzają chrześcijańskie obrzędy przy stole niż im fakt, że my w to nie wierzymy. Cóż, widać miłość bliźniego obejmuje tylko bliźnich tego samego wyznania, bo inni to już nie tego, a niewierzący to już całkiem bleee. Widać i do takich rzeczy trzeba się przyzwyczaić. Jak mawia klasyk "samo życie" i nikt nie mówił, że ma być łatwo, nikt też nie wspominał, że będzie tak przesrane.
     Zastanawiam się, czy dałoby się przekupić dzieci plażą i palmami w zamian za brak tego świątecznego udawania. Może da się wygrać w totka coś niecoś i następnego roku spędzić grudzień w ciepłych krajach popijając Mohito czy Bloody Mary, a dzieci? A dzieci niech robią babki z piasku i łowią meduzy. Byłoby zdrowiej i dla psychiki i dla ciała. Jak nie wyjdzie to cóż... pozostanie szkolna wigilijka, podrzucanie prezentów w nocy piątego grudnia i choinka na dwudziestego czwartego. No i oczywiście Mikołaj znów musi odstawić Pepsi na rzecz Coca-Coli chociaż w jego wieku to raczej niezbyt zdrowo.
     Już po świętach więc odetchnijmy, uśmiechajmy się do siebie, byle do wiosny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz