poniedziałek, 11 listopada 2019

Na kolanie. O filmie pewnym. Ważnym.

     To trochę wstyd. To ważny film, poważna tematyka, świetny reżyser. A my? Jak zwykle nie mieliśmy czasu na kino, więc czekaliśmy długo, aż wyemituje go pewna platforma w telewizji. Emocje już opadły, narodowa dyskusja dawno ucichła, rewolucji nie było, nic się nie zmieniło. A ja? Ja ucieszyłem się, że nie wydałem pieniędzy na kino. Zawiodłem się.

     Mowa o filmie Kler pana Smarzowskiego, którego za kunszt reżyserski uwielbiam. Doceniam też jego świetny zmysł do wyboru aktorów i przypisywanie im ról. Nie widziałem jego wszystkich filmów, ale większość i te, które widziałem uważam za swego rodzaju arcydzieła, dotykające poważnych problemów i ukazujące je w naturalistyczny sposób, bez ogródek, bez pudru. 

     Tym bardziej czekałem z drżącym sercem na Kler. Waży film, który miał ukazywać chorobę toczącą polski kościół. Miał obnażać zakulisowe gry, nieczyste działania, zgniliznę, która toczy tą organizację od lat. Miał wstrząsnąć społeczeństwem, otworzyć ludziom oczy.

      Nie dziwi mnie fakt, że przy obecnym kształcie Polski i Polaków nie wydarzyło się nic. Ci którzy wiedzą, obejrzeli i nie znaleźli tam nic nowego, Ci co wierzą, że to "atak na kościół" i "wszystko jest cacy" i "ksiądz jest wysłannikiem boga", odwrócili się z obrzydzeniem i spuścili film w internetowym szambie. Dlatego, gdy emocje już opadły, mogłem spokojnie go obejrzeć i bez zbędnych emocji ocenić jako film, obraz, przekaz.

     Do brzegu. Zawiodłem się. Nie, nie na treści, ta nie była zaskoczeniem, odkryciem czy "otworzeniem oczu". Ja to wszystko wiem, znam z różnych źródeł, artykułów, dokumentów. Zawiodłem się na filmie. Z pewnych względów oglądaliśmy go "na raty" i męczyłem się. Odniosłem wrażenie, że film zrobiono w pośpiechu, "na kolanie", biegnąc na fali medialnych zdarzeń, jakby autor poczuł konieczność nakręcenia czegoś, pokazania, ale nie do końca miał pomysł jak. 

    Kreacje aktorskie są na najwyższym poziomie, dopasowanie aktor - postać, jak zwykle u Smarzowskiego idealna, wszystko to jednak opakowane jest w pocięty, porwany koc zszyty z różnych łat. Przeskoki z teraźniejszości do retrospekcji, pomiędzy miejscami akcji, od postaci do postaci niby tworzą większą całość, niby składają się na przerażający obraz. ale połączone są w sposób, który wytworzył takie poczucie chaosu, że obraz utracił płynność, narracja nie pozwala skupić się na problemie, bo zaraz pojawia się nowy. Brakuje wątku, który prowadziłby opowieść od startu do dramatycznego końca. Wiem, historia trzech księży, kolegów powinna być tym wiązaniem, ale nie jest. Bardziej to podobne do migawek informacyjnych niż do opowieści. 

     Dlatego zawiodłem się. Nie do tego przyzwyczaił mnie pan Wojciech. Jego historie są prawdziwie mroczne, nieoczywiste, rozwijają się od pozornie zwykłych zdarzeń w prawdziwe pandemonium. Tutaj nie ma niczego takiego. Uważny obserwator odnajdzie większość afer medialnych, związanych z funkcjonariuszami KK, ubranych w rodzajowe scenki odegrane przez świetnych aktorów. Nie jest to jednak fabularna opowieść i wrażenie chaosu przeszkadza w odbiorze. Być może dlatego film nie dotarł do opornych i nie otworzył im oczu, skoro mi, jako miłośnikowi twórczości Smarzowskiego, wydał się męczący i po obejrzeniu nasunął jedną myśl: to najsłabszy film w dorobku reżysera. Nie ze względu na treść, bo ta jest mega istotna, ale ze względu na formę, która daje wrażenie pośpiechu, konieczności chwili i nie do końca przemyślanej linii narracji. 

     W sumie to głupotą jest pisać recenzję po tak długim czasie, ale musiałem, bo bym się udusił. Także proszę ja was, spóźniona, ale dzięki temu bardziej obiektywna, jak mi się wydaje, recenzja filmu, który powinien być jednym z najważniejszych, ale stracił tą szansę, przynajmniej dla mnie.

poniedziałek, 9 września 2019

Nie ma żartów z Filozofią

      Koniec. Można już ogłosić koniec. Nie świata, chociaż i tu można popadać w wizjonerstwo post apo, nie ludzkości, chociaż robimy wszystko co w naszej mocy, żeby udowodnić, że "potrafimy się  sami dezintegrować i nikt nam nie będzie tego zabraniał!". Wszak mamy wolną wolę. Możemy. A co?
     
     Koniec jest inny. Koniec dotyczy ewolucji. Jako Homo (bój się Boga!) Sapiens, osiągnęliśmy stadium końca łańcucha. No, bo tak serio, jak to sobie dalej wyobrażacie? 
    
   Sprowadziliśmy wszystko do momentu, w którym wirtualna ikona na ekranie, papierek z cyferkami, kolorowy kawałek szmaty jest więcej wart niż jedzenie, woda, powietrze. 
   
   Znikoma cześć z nas nastawia się jeszcze na "być", a może i nie znikoma, ale coraz mniej zauważalna i słyszalna. Dlaczego? Dlatego, że team "mieć" jest o wiele bardziej atrakcyjny. Roztańczony, śpiewający, błyszczący. 
  
    Patrzysz na reklamy i zastanawiasz się "na kogo to działa? Kto to łyka? Przecież na kilometr wali ściemą i naciąganiem!" A jednak. Jednak ktoś to ogląda i konsumuje. Patrzysz na "programy rozrywkowe" i znów dno i kilometr mułu. "Gwiazdy" to influencerzy i blogerki (czyli ludzie, którzy nie wiadomo co zrobili, ale zrobili to w chuj medialnie), w śniadaniowej "eksperci" to ten sam sort. 

     I przeraża, że ktoś patrzy, słucha i chłonie. Obniżają się standardy. Jak ktoś mądry się wypowie, to cała armia internetowych "guru" natychmiast zmiesza ją, go z błotem i zakrzyczy swoimi efektownymi wydmuszkami. Autorytety milczą  więc, albo wypowiadają się na
zamkniętych grupach, gdzie małe grono adeptów  słucha i rozumie. 
    Być może to oni pójdą dalej, a my pozostaniemy  jako Homo (wszędzie to LGBT!)
Sapiens podłączeni do ekranów, napędzając maszynki do posiadania badziewia, które nam do niczego potrzebne nie jest. 

     Ewolucja człowieka się skończyła. Teraz już tylko nażreć się papieru i plastiku i spokojnie umrzeć na perforację jelita grubego. Ziemia sobie odpocznie i pewnie da szansę następnym na ewolucję i może kiedyś się uda w końcu, że pojawi  się inteligentna rasa. Póki co.... kiedy nowy Big Brother?



PS A umiecie sobie to dopisać, do bieżącej sytuacji politycznej? Czy mam tłumaczyć? Tutaj jest tak samo. Dokładnie. Dlatego, wielopoziomowo, jestem pewny, że to koniec. Cała ludzkość utraciła przedrostek "RO" i już tylko się "ZWIJA".


niedziela, 11 sierpnia 2019

Dlaczego PiS? To proste.

     Zostałem wieśniakiem. To fakt. Od kilku tygodni mieszkamy w małej wsi na Opolszczyźnie. Ktoś powie, że krótko i będzie miał rację. Jednak te kilka tygodni to dość, by zrozumieć pewne rzeczy. Chcecie wiedziec dlaczego wygra PiS? To proste.
     W małej wsi wszyscy się znają (my, póki co robimy za lokalną atrakcję), nie wszyscy się lubią, ale każdy wie o każdym coś.
     W małej wsi prawie każdy ma swój "ogródek" (w cudzysłowie, bo te ogródki maja po paręnaście arów albo i wiecej), a w nim warzywa, kwiaty, owoce. Dużo. Starcza dla siebie, na handel i żeby wspomóc sąsiada. Głównie to wymiany na poziomie ja Ci coś, Ty mi coś. Generalnie jest prawie wszystko. Oczywiście są i produkty, które kupuje się za gotówkę, ale i tak dostajesz produkt 100% lepszy za cenę o kilkanaście, kilkadziesiąt procent niższą.
    Po co o tym piszę? Żeby uzmysłowić Wam, że wysokie ceny żywności mają mały wpływ na taką społeczność. Co najwyżej traktuje się je jak ciekawostkę.
     Wieś to też elektorat. Zdyscyplinowany. Jak nie z wychowania, to z ambony. I ten elektorat idzie i głosuje (nie, nie w 100% na PiS i ja to wiem). Za nic ma jednak rozdmuchane afery, korupcję czy marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Wszak "wieś się wyżywi", a rzund dodatkowo "daje" te 500 i 300 i jeszcze coś tam, a poza tym ksiądz mówił, że trzeba, bo wartości.
     Jaką alternatywę szykuje "opozycja"? Bajeczną. "Wspólnie naprawimy Polskę", "Powiew świeżości" i oczywiście "rozliczymy PiS!" Czyli konkretnie co? Mydło i powidło. Dodatkowo taki wieśniak (przypominam, że nie używam tego obraźliwie) dowiaduje się, że jest "ciemną masą", "niedouczonym tempakiem" i "Polską B" czy tam "drugiej prędkości". Tak więc ten elektorat "opozycji" odpada. Cała jej nadzieja w tych 50% co to na wybory nie chodzi. Ale patrząc na dramatyczne ruchy partii "opozycyjnych" szanse na obudzenie i poruszenie tej części Polaków są nikłe. Wiosna wali populizmem porównywalnym do rzundowego, po obiecuje 600 zeta netto wincej (czym odpycha od siebie małych przedsiębiorców, bo przecież wiadomo, że taką podwyżka to podwyżka kosztów pracownika), razem coś tam próbuje mądrego zaproponować, ale jakoś nie potrafi nikogo tym zainteresować. A reszta? No sami wiecie.
     Tak więc wygra PiS. I to pewnie większością samodzielną, a być może i konstytucyjną. I to w sumie dobrze. Dlaczego? Bo to pierdolnie. Musi. Ekonomia to nie nauka humanistyczna. Tu wszystko musi się pokrywać, zgadzać, podlegać  pewnym regułom. Nie można w nieskończoność drenować budżetu i kieszeni podatnika. To w końcu pierdolnie i lepiej żeby to się stało za kadencji PiS. Niech sami zbiorą to co zasiali. Przecież nikt nie dałby rady naprawić tego handlu w jedną kadencję, a już na 100% żadna z "opozycyjnych" partii. Wszak taką naprawa wymagałaby podejmowania decyzji bardzo niepopularnych, takich co ograniczają, odbierają, pomniejszają, a lud już przyzwyczaił się do "darmowych" pieniążków.
     Więc twardy elektorat pójdzie na wybory, 50% zostanie w domach, a kraj będzie dalej  radośnie pędził w dół. Do dna. I kiedy już tam dotrzemy, będzie ciężko i źle. Ale może wyciągnięty z tego jakaś naukę? Chociaż jak widać lekcja PZPR starczyła na niecałe 30 lat... To chyba niezbyt dobrze o nas świadczy.
     Boję się tylko, żeby nie skończyło się to rozlewem krwi. Wszak do szabelki zawsze nam bliżej niż do argumentów. Kto więc umie myśleć, niech się szykuje na złe czasy. Raczej bez nadziei, że uda się ich uniknąć.

sobota, 29 czerwca 2019

O skokach na głęboką wodę

... i wypływaniu poza lagunę.

   Znacie Babcię Weatherwax? Nie? Powinniście poznać. Tak? To szybciej załapiecie, o czym piszę ;)

     Babcia jest wiedźmą. Potężną. Potrafi używać magii, lata na miotle (trochę sfatygowanej) i czasem "pożycza" ciała zwierząt, żeby móc zdobywać informacje, pilnować okolicy czy też sprawdzić co w trawie piszczy. 

     Babcia potrafi jeszcze jedną ważną rzecz. Uprawia głowologię. I tu jest sedno sprawy. Głowologia to taka magia, bez magii. Prosta, z pozoru, sztuczka polegająca na nastawieniu pacjenta na wyzdrowienie. Czasami bowiem nie zdajemy sobie sprawy ile możemy i tkwimy w stanie permamentnego paraliżu. 

     Wiadomo, że głowologia nie wyleczy wrzodów żołądka, raka, anginy, depresji, nerwicy czy innego cholerstwa. Może jednak stać się środkiem wspomagającym. Nasza głowa bowiem jest bardzo ważna. To nasze nastawienie potrafi pomóc, lub przeszkodzić w realizacji celów, wyzdrowieniu. 

     Do brzegu. Koniec zeszłego roku i początek tego, to pasmo psychicznej udręki. Załamania nerwowe, ataki paniki, psychiatrzy, nerwobóle, przypadłości, których nikt się nie spodziewał, a które były wynikiem stresu. Chęć ucieczki, zawalanie spraw, odcinanie się, lęk. Długo będę wspominał początek 2019 roku jako czarne nieszczęście. 
     
     Aż do chwili gdy.... spędziliśmy majowy tydzień w pięknym domku na kieleckiej wsi. W dziwny sposób, to miejsce i czas spędzony z przyjaciółmi uruchomiły pewne procesy. Potem skontaktowaliśmy się z kimś, kto prostymi słowami odkrył coś, co w nas było, dojrzewało, ale baliśmy się o tym rozmawiać. To właśnie ten trik. Ta magia. Ta głowologia. Osoba z zewnątrz, która mówi ci proste rzeczy, o których wiesz, tylko.... nie wiesz, że wiesz. Kiedy je usłyszysz stają się oczywiste, ale ktoś musi je wypowiedzieć.

     Tama pękła. Popłynęły słowa, łamaliśmy kolejne bariery, podejmowaliśmy trudne rozmowy i tematy. Wszystko zaczęło się układać w całość. Rozsypana układanka wracała na swoje miejsce, ale tworzyła już zupełnie inny obrazek. 

     Nie wszystko da się załatwić szybko. Niektóre sprawy muszą ciągnąć się w tle. Będziemy musieli się z nimi mierzyć, ale jesteśmy silniejsi, bo zrobiliśmy krok w inną stronę. Zmieniliśmy kierunek. O 180 stopni. 

     Stanęliśmy na brzegu basenu. Czas wykonać skok. Zanurkować i dać się ponieść. Umiemy pływać, strach zastąpiła ekscytacja. Zmieniamy sposób myślenia, bardziej być niż mieć. Dążymy do samowystarczalności w jak największym wymiarze. 

     Prawdę powiedziała jedna mądra kobieta. Nie traktujcie tego roku jako złego, tragicznego. Potraktujcie go jak trudny rok, który może okazać się drogą ku lepszej przyszłości. Jest trudny, ale daje motywację, pomaga przełamać własne ograniczenia. 

     Może wszyscy powinniśmy spojrzeć na swoje życie i pomyśleć, czy nie drzemie w nas potencjał do zmian? Czy nie powinniśmy wyjść ze swojej "strefy komfortu" i wypłynąć poza rafę (Vaianę znacie? ;) )? Czasami ten strach przed zmianą paraliżuje i ogranicza, podcina skrzydła. Tkwimy więc w tym swoim bagnie i próbujemy się tam urządzić, zamiast próbować się wydostać i żyć. Okazuje się bowiem, że zmiany nie są trudne kiedy już zrobisz ten pierwszy krok.

Trzymajcie kciuki. #eksodus #śmierćnawyjeździe -32



   

czwartek, 13 czerwca 2019

Dawno nie musiałem, ale chyba muszę

     Wincej betonu!

 Wiem, pisali już wszyscy, wiem, jak mówi moja Żona, to nasze pieprzenie dociera do kilku znajomych, którzy i tak myślą tak samo, a Ci, do których faktycznie powinno trafić mają je w dupie.
Wiem.

Ale potrzebuję. Więc napiszę.
     

Byłem dzisiaj na przechadzce. Wiecie, kilka spraw po pracy trzeba było "załatwić". Pech chciał, że ten spacer wymagał przejścia na drugą stronę Olzy, a więc spaceru przez cały nasz piękny Cieszyn.
Zgroza.

Od wyjścia z kamienicy dostajesz w twarz otwartym piekarnikiem. Termometr pokazuje radosne 42,8 na słońcu. Ni grama wiatru. Nic.

Wszędzie asfalt, beton, mury, kostka brukowa. Przechodząc przez przystanek minąłem autobus, co to pasażerów zabierał. Temperatura wzrosła w rejonie silnika o kilka(naście) stopni. Miałem dość, a to dopiero jakaś 1/5 drogi... 

Na Rynku stawia się scena, co to będę grać na niej z okazji święta grilla i gównianych zabawek za minimum 30 zeta. Sam Rynek płonie i nawet kurtyn wodnych ni ma. Większość przechodniów kryje się w cieniu kamienic, ale to i tak gówno daje. Nie ma wiatru. Chmur. Niczego co zwiastowałoby ochłodzenie. 

No nie, przepraszam, jest coś co zwiastuje. Prognozy Łowców Burz. Doszliśmy do numeru trzy. "Ekstremalne burze". Nie wiem czy mam ochotę dowiedzieć się ki chuj kryje się pod tym określeniem.

Równocześnie dowiaduję się, że do wycięcia przeznaczono 4 tyś. drzew na trasie Cieszyn - Zebrzydowice. Do 31 grudnia. Kolej ich nie chce, bo "przeszkadzają: i im wolno je wycinać. Miasto ich nie chce, bo kolej ponoć zwaliła odpowiedzialność na nich. "Jak nie chcecie wycinki, to se je biercie do inwentarza"! Co to, to kurwa NIE! Tnijcie. I wincej betonu.

Była też, szeroko udostępniana, analiza naukowców z Australii. I wiecie co? Nawet taki laik jak ja jest w stanie udowodnić, że jest ona gówno warta. Znaczy nie we wnioskach, o tu pełna zgoda. Pozabijamy się o wodę i żarcie do 2050... (tylko dzieci żal, trochę ;) ) Jest gówno warta, bo..... oparta jest na najważniejszym, błędnym założeniu otóż:

Przywódcy WSZYSTKICH PAŃSTW NA ŚWIECIE muszą NATYCHMIAST przemodelować swoje myślenie i zacząć wprowadzać poważne ZMIANY, by ratować klimat. 

Dostrzegacie gówniany błąd?

Czy może łopatologicznie? Ci skłóceni ze sobą, zapatrzenie we władzę i pieniądze ludzie, których w sporej części wybrali ludzie, mają RAZEM pompować MILIARDY w ochronę klimatu, odwoływać lukratywne kontrakty, odrzucać miliardowe oferty na wykup ziemi. ONI mają powiedzieć tym wszystkim swoim przydupasom NIE! Bo gdzieś po drugiej stronie globu, ktoś powiedział, że zostało nam 30 lat.... Wszak ONI mają pieniądze, władzę im nic złego nie grozi....

DOTARŁO?

Ja sobie piszę. Bo mi się ulewa. Ty sobie piszesz, Ona, Ono, Oni i tamci inni. Wszyscy sobie piszą. Czyta to kilka, kilkanaście osób. Ci znajomi dają "łapkę w górę". Fajnie.
Szkoda tylko, że polubią ino Ci, co są już świadomi. Ci co widzą na codzień, że tak zwana "zmiana klimatu" to nie jakieś uczone pierdololo. 
Mam 40 lat. Pamiętam cztery pory roku.
Pamiętam UPAŁ 26 stopni.
Qrwa

Serio. Nie jestem miłośnikiem dzieci, ale trochę mi ich żal.
Bo to w sumie wyrok.
A taki Cieszyn będzie ciął drzewa.
Bo przeszkadzają.
Kolei.

A co z takimi zachodami słońca?