poniedziałek, 4 stycznia 2016

Inni mają

     Nowe media wzmagają kreatywność. Nowe media uczą, ułatwiają, rozwijają, pożerają czas oduczają myślenia. Która teza jest prawdziwa?
      Coraz trudniej uchronić dziecko przed laptopem, tabletem, smartfonem, czy jednak należy je chronić? Czy może w imię "kreatywności" i "rozwoju" pozwalać im na ograniczony lub nieograniczony dostęp do tych sprzętów?
       Trudno jest wypośrodkować. Ja mogę napisać to co obserwuję w domu, a mam kogo obserwować i mam niezły przekrój wiekowy.
     Najmłodsza. Najkrócej. Dostępu nie ma prawie wcale. Kilkakrotny kontakt ze smartfonem skutkował chaotyczną zmianą tapety, ustawienia kont, dziwnych smsach i wpisach na FB. Teraz ogląda YT na laptopie. Najczęściej ze Średnią. I w sumie spoko. Chociaż "Świnka Peppa" czy "Teletubisie" to nie jest szczyt moich oczekiwań, to przynajmniej nie epatują skrajną głupotą. Przynajmniej na poziomie dwulatka. Piękne jest natomiast jak krzyknie "Lalalala" i wtedy należy puścić teledyski Luxtorpedy, Lipali, Kultu i innych. Tudzież cały koncert akustyczny z Wujkami. tyle jeśli chodzi o jej kontakt z multimediami. I tyle wystarczy. Przeraża już okresowy wrzask przy wyłączeniu laptopa. Wtedy kategorycznie kończymy.
      Średnia. Jest w pierwszej klasie więc pojawia się już standardowe "chcę telefon, bo Asia, Matrysia, Wojtek i Bartek już mają!!". Tu problem wydaje się głębszy. Mam wrażenie, że większość z Nas poddaje się tej presji i zaspokaja "komfort" dziecka, kupując mu tablet czy smartfon, tylko po to, by nie czuło się wykluczone. Czy jednak wykluczone? Czy nie lepiej nastroić dziecko do pewnego oportunizmu? Dzieci korzystają z tych urządzeń głównie do grania, również w gry logiczne i edukacyjne, które rozwijają, jednak najczęściej to opieka nad wirtualnym zwierzakiem, która ponoć uczy odpowiedzialności, ale co do tego mam wielkie wątpliwości. Wirtualny piesek ma się nijak do własnego czworonoga i pod względem obowiązków, jak i pod względem przyjemności.
      Robią też zdjęcia i nagrywają filmiki. Jakie? Bywa, że przerażające, ośmieszające, złe. Mało który rodzic sprawdza, co jego pociecha ma w "pamięci". A można trafić na rzeczy naprawdę straszne. Dlaczego więc ulegać stwierdzeniu "bo ona ma"? Czy to faktycznie dbałość o rozwój i kreatywność czy po prostu "spokój od dziecka" na kilka godzin? A gdyby tak odwrócić trend? Wspomóc nauczycieli, którzy coraz częściej mówią o tym, że dzieci i młodzież nie rozmawiają ze sobą tylko "siedzą" w wirtualnym świecie? Kiedyś, na pewnym festiwalu, jedna mądra kobieta, wręczając nagrodę dla wokalistki alternatywnej, powiedziała znamienne dla mnie słowa: "Bo tylko zdechłe ryby płyną z prądem". Racja? Uważam, że tak. Moja Średnia będzie płynąć pod. Będę jej stawiał przeszkody i tłumaczył czemu i jak je pokonać. To rozwija. Z pewnych względów i tak stoi po stronie mniejszości, jedna więcej "odmienność" nie zrobi jej krzywdy, a mam nadzieję, nauczy bycia silną w obliczu przeciwności.
     Nie ma tabletu ani smartfonu. Uważamy, że nie są jej potrzebne. Czasami gra na komputerze u Dziadków, czasami układa puzzle na naszym laptopie albo ogląda z Najmłodszą YT. Rozmiar porażki, która mogłaby stać się naszym udziałem, obrazuje dla mnie fakt fascynacji filmikami z...... rozpakowywaniem jajek niespodzianek..... Sama je odnalazła i ogląda z pasją, a mnie to przeraża. Dlatego limituję YT i wolę włączyć Da Vinci Learning ;)
     Najstarsza. Nastolatka. Mówi samo za siebie. Wirtualny świat istnieje 24h na dobę i Ona też by chciała w nim być. Non stop. Sen jest nieważny, ważny jest kontakt z koleżankami, kolegami, chłopakiem. Przeraża zasięg i ogrom tej "choroby". Można zauważyć jedną prawidłowość. Kupiony w celu "edukacji i rozwoju" tablet skończył jako komunikator i narzędzie do głupich gierek i pożeracz czasu. Telefon już dawno nie służy do dzwonienia. Ciężko wręcz dodzwonić się do dziecka, jeśli jest potrzeba. Okresowe kontrole przynosiły wielkie rozczarowanie własnym dzieckiem. Spokojna, ułożona i grzeczna dziewczynka staje się........ brak dość ogólnych słów na to. Kubeł zimnej wody dla rodziców. 
     Pierwszy ban na wifi i telefon i tablet przyniósł same dobre efekty. Po początkowych dąsach, fochach i płaczach, dziecko wróciło na dobrą ścieżkę. Oceny poszły w górę. Nadliczbowy czas, był z konieczności pożytkowany na czytanie i naukę, oraz na rozmowy z rodziną. Niestety. Jak jest poprawa, to wraca również net. Reakcja jest niemal natychmiastowa. Więcej czasu w pokoju (na "nauce"), dziecka w zasadzie nie widzisz przez pół dnia. Telefon zawsze w ręce, bez względu na to co robi. Je, gotuje, gra z nami w planszówkę, bawi się z siostrami, uczy..... zawsze i wszedzie. Rozprasza, kradnie cenny czas. Liceum to już nie są przelewki i to widać. Wystarczy odciąć i efekt jest niemal natychmiastowy. Połączony oczywiście z fochem, żalem i pretensjami. Staje się to jedynym batem na nią "Jeżeli nie poprawisz ocen to wyłączymy wifi!" Żałuję, że nie dostrzegłem tego zgrożenie dość wcześnie, że nie zareagowaliśmy bardziej stanowczo. I tak uważam, że osiągnęliśmy jakiś dziwaczny stan równowagi, że jeszcze nie straciliśmy konatktu tak na stałe. Jeszcze nie piszemy do siebie przez komunikatory.
      Czy więc nie powinno się włączyć kampanii ogólnoświatowej na NIE? Rozumiem, że technologia musi iść do przodu, ale pozwalanie na zbyt duży kontakt dzieci z nią, może powodować głębokie problemy. Czy urządzenia przenośne nie zastąpią nam myślenia? Nie muszę umieć liczyć, mam kalkulator, nie muszę znać dat z historii, mam wujka Google i nieograniczony dostęp do netu, wszystko tam znajdę, jak będzie potrzeba. Prowaddzi to do "tworzenia" ludzi o płaskim światopogladzie, poszukujących informacji tylko wtedy, kiedy jest im to niezbędne. Nie ma miejsca na kreatywność, upajanie się procesem poszukiwania, dociekliwość. Dlatego ich wiedzą są filmiki na YT i śmieszne obrazki na Demotywatorach. Procesu weryfikacji nie ma, jest zbyt czasochłonny. 
     Staramy się tępić takie zachowania w domu, ale co zrobić poza nim? Ktoś powinien otworzyć oczy nim będzie za późno. A może już jest? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz