sobota, 9 grudnia 2017

Zginiemy! Zgińmy....

       Będzie pesymistycznie. Żadna nowość. Trudno jednak wykrzesać z siebie chociaż krztynę optymizmu, kiedy rozpędziliśmy się i lecimy na ryj. Globalnie, lokalnie, we własnych domach, we własnych głowach.... 
      Zachwyca nas postęp, rozpływamy się w zachwytach nad naszymi osiągnięciami, elektronika, medycyna, hodowla, uprawy, energia.... Coraz to nowsze rzeczy wyskakują z pudełek i olśniewają gawiedź. Za mojego życia, czyli lat niespełna 40, wszystko "poszło" niesamowicie do tak zwanego przodu. Pamiętam jak wyśmiewaliśmy francuskich biznesmenów, którzy pod wieżą Eiffla rozmawiali przez, wielkie jak cegła, telefony komórkowe. Szpanerzy. Dwadzieścia kilka lat później mam smartfona, z jabłkiem, mogę dzięki niemu rozmawiać, pisać, wrzucać zdjęcia, wystawiać faktury.... Mogę wszystko, bo mam płaskie coś z dużym (dotykowym!!!) ekranem. No może nie takim znów....
      Zboczyłem z toru, tak już mam, czasem temat poboczny rozwinie mi się nad wyraz. Do czego zmierzałem? Do tego, że biegniemy, lecimy... na ryj. Już dawno minęliśmy zdrowy rozsądek, gdzieś mignęła nam troska o planetę (chociaż przecież tu mieszkamy i póki co nie zanosi się na przeprowadzkę). Przeciętny zjadacz chleba, użytkownik, nie zwraca uwagi na koszty wytworzenia, a te rosną i już dawno przestały dotyczyć tylko pieniędzy. 
     Tniemy lasy, równamy górki, przeganiamy zwierzęta do rezerwatów, bo wciąż trzeba nam więcej i więcej. Coraz częściej rozwijamy tą terytorialność na samych siebie, przeganiamy biedotę, by zdobyć miejsca pod nowe, szklane domy. Niszczymy różnorodność pod hasłem globalizacji. Pożeramy własny ogon. Co rusz widzę akcje "ratujmy wieloryby", "powstrzymajmy rzeź", "ukrócić krwawy proceder", kliknij, dołącz, podpisz i...... i co? 
     Chciałbym wierzyć, że wszystkie te akcje prowadzą do przebudzenia, że ktoś stuknie się ręką w czoło i powie "Faktycznie! Ej, przestańmy!".... Wiecie co dzieje się tak naprawdę? Wiecie. Nic. Nawet jeśli ktoś faktycznie się przebudzi, to jest to jeden głos na.... ile? 
    I teraz najlepsze, jeżeli nie potrafimy dostrzec czegoś tak prostego jak piłowanie gałęzi, na której usadowiliśmy dupsko, to jak możemy wymagać, żeby ktokolwiek zagłębiał się w meandry polityki? (Taaak do tego zmierzam!) Jak możemy liczyć na "obywatelskie przebudzenie" skoro większa część LUDZKOŚCI ma w dupie własne przetrwanie? Co przeciętnego Smitha, Kowalskiego czy Li obchodzi kto rządzi i gdzie? Ma być praca, coś na obiad i raz za czas jakaś rozrywka, no i jeszcze przecież trza móc pogadać gdzieś z jakimś niewidzialnym przyjacielem. 
     Wiem, marazm i degrengolada, ale.... taka prawda. Urządziliśmy sobie niezły syfek i zagrzebujemy się coraz głębiej w odpadki. Nie ma nadziei. I już. Taki prosty fakt, który nie spowoduje, że pójdę się powiesić (o nieeeee, takiej przyjemności nikomu nie zrobię :P). Żyję tu i teraz. Będę więc korzystał z tego czasu i uczył dzieci korzystania. Mądrego. Co one zrobią z tą wiedzą? Pewnie się nie dowiem.
     Dlatego, "nie tchórzę, ja to pierdolę, mam tego bardziej niż dość" że pozwolę sobie zacytować Grabaża. Lecimy, zachłyśnięci swoją "wielkością", biegniemy, coraz szybciej, na ryj. I wyrżniemy. Prędzej czy później, pytanie ilu z nas przetrwa ten upadek, czy w ogóle ktoś? W sumie co za różnica? 
    Napisze mi ktoś, że powinienem walczyć o lepsze jutro, jak nie dla siebie, to dla dzieci, wnuków i wiecie co? Nie mam zamiaru. Przekażę im to co widzę i wiem, to co powinny robić, z pełną świadomością, że to za mało, bo znaczna większość da swoim smartfona i nauczy brać. Więc te moje zapłacą razem z innymi. Żywioły nie dzielą ludzi na winnych i niewinnych. Tłuką równo. Ale podobnie jak w Polsce nikogo (za wyjątkiem paru osób) nie obchodzi demontaż demokratycznego państwa, tak globalnie większość ma w dupie kataklizmy. Wszystko to jest daleko, aż pewnego dnia podejdzie pod sam dom.
     Ja więc tylko zadam jedno pytanie, zanim ktokolwiek spróbuje przekonać mnie, że jakiekolwiek protesty mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie: JAKI JEST PLAN? CO DALEJ?
Wtedy wracam. Dziękuję.