piątek, 16 stycznia 2015

Alicja w krainie baśni, czyli co siedzi w głowie pięciolatka

      Czytam córce polskie legendy na dobranoc. Taką książkę sobie wybrała i jak na razie podobają jej się historie Popiela, Smoka Wawelskiego czy Syrenki warszawskiej. Wczoraj pojawił się natomiast temat, który mnie zaskoczył. "Tato, a czy w tej bajce będzie o bogu?". Zostałem zbity z tropu, "Ale o którym?" pytam, córeczka na to z powagą "No o tym naszym!" 
     Nie posyłam jej na religię, czekam aż dostanie się w szkole na zajęcia z etyki i mam nadzieję, że trafi na dobrego nauczyciela, jak do tej pory jedynymi przekaźnikami spraw boskich byli dziadkowie, teraz okazuje się, że pomimo nieobecności na lekcji indoktrynacji, moje dziecko również otrzymuje swoją dawkę "wiary". Podatny grunt. Szczególnie w okresie świątecznym. Są kolędy, konkurs szopek, jasełka wystawiane przez kolegów, wszyscy tłumaczą dzieciom o szczególności tego dnia, bo wtedy narodził się NASZ bóg. Nasz czyli czyj? 
      "Bogów jest dużo Alusiu. W różnych częściach świata ludzie wyznają różnych. Trudno mi to Ci wytłumaczyć teraz." szukam dobrej drogi w rozmowie. "Czyli, że nie możesz mi tego tłumaczyć, bo to są dorosłe sprawy?" noooooo tak jakby..... "Ciężko jest wyjaśnić kwestie wiary i różnych religii pięciolatkowi Alusiu, boję się, że mogłabyś nie zrozumieć." nie najlepiej mi idzie.... "Bo jakbyś mi wytłumaczył, to ja bym mogła to wytłumaczyć koleżankom i kolegom w przedszkolu!" No jasne! "No właśnie tego się boję, że nie zrozumiesz do końca i jak zaczniecie sobie to tłumaczyć to wyjdzie z tego chaos." A może powinienem spróbować chociaż trochę? "Bo ja lubię tą bajkę o Maryi naszej i Jezusku..." Ach tak? "Alusiu, Maryja nie była nasza, jeśli w ogóle istniała to była Żydówką i mieszkała bardzo daleko stąd." no i bomba.... "Ale oni żyją tam jeszcze teraz, prawda?" no jasne.... "Nie Alusiu, nawet gdyby ta bajka była prawdziwa, to oni wszyscy już dawno nie żyją. To było ponoć ponad dwa tysiące lat temu!" próbuję bezpośrednio, "Ale Jezus żyje?" cios.... "Nie, Alusiu. On też już nie żyje. To tylko bajka, taka sama jak o Smoku i Syrence. Tylko taka jest różnica, że w nią różni ludzie wierzą i uważają, że zdarzyła się naprawdę. Znowu w innych częściach świata, inni ludzie mają swoje bajki zupełnie odmienne od tej i też w nie wierzą." bo jak inaczej? "A ja wierzę!" ups... "Wierzysz w co? Że ta bajka to prawda?" "TAK!".... "No widzisz, a ja nie. Jak dorośniesz to opowiem Ci tą i inne historie i powiem czemu to bajki.".... muszę być przygotowany. "Dobrze tatusiu."
     Nie czuję się zwycięzcą, bo nic nie wygrałem. Ciężko jest uświadomić pięciolatkowi, że to co opowiada Pani (wyrocznia i wszystkowiedząca) w przedszkolu i to co opowiadają koledzy i koleżanki (mniej, lub bardziej składnie) to tylko bajki. Jak ona ma odróżnić bajkę o smoku, którą nikt się nie przejmuje, bo to wymysł, od bajki o Jezusku, który narodził się w stajence (czy Stajence) żeby zbawić świat. Mógłbym pobiec do przedszkola i porozmawiać z Panią, poprosić żeby darowała sobie podprogową indoktrynację, ale co mi to przyniesie? Większość dzieci pochodzi z rodzin "wierzących" może część z nich nawet praktykuje. Taka sytuacja jest całkiem normalna. Na szczęście do następnych świąt problemu jako tako nie będzie. Potem przyjdzie Wielkanoc i.... no właśnie. 
     "Tato, ale Pani mówi, że Jezusek żyje!" taaaaaa... "Alusiu, bo w to święto niektórzy świętują jego narodziny, inne jest święto w pamiątkę jego śmierci, jak będzie się zbliżać to opowiem Ci i o tym." Darowałem sobie zmartwychwstanie. Do takiej rozmowy muszę się przygotować i przemyśleć jak to opowiedzieć mojej pięciolatce.
     Dzieci są chłonne, otacza je świat taki, a nie inny. Gdybyśmy zmienili szerokość geograficzną dostawałaby przekazy o Buddzie, Allachu, czy innym guru. Co pozostaje nam rodzicom? Nie tworzyć tematu tabu, odpowiadać możliwie prosto i bez kręcenia. Niech pociecha widzi, że to jakaś tajemnica, sekretne rytuały tylko bajka, która dla niektórych staje się rzeczywistością. Ja dałem się zaskoczyć, ale otworzyło mi to oczy, że córeczka już chce pewne rzeczy wiedzieć i muszę być przygotowany zawsze, żeby nie zbywać jej zwykłym "Bzdury! Idź się bawić!", bo wtedy poszuka odpowiedzi gdzieś indziej. Może u Pani, która z rybką na aucie przemierza miasto, może u kolegów i koleżanek, może trafi na kogoś bardziej zaangażowanego, na przykład Dziadków. Nie będę jej wzbraniał takich kontaktów, muszę tylko starać się być tuż obok i tłumaczyć to co "niepojęte". 
     Wiara ponoć pomaga dzieciom w poznawaniu świata, ja uważam, że lepsza jest WIEDZA. I w tym kierunku niech to zdąża. Muszę opanować te nasze rozmowy, bo kiedy dorośnie następna temat powróci. wierzący mają łatwiej. Wszyscy wokół ich wspierają w indoktrynacji, w przekonywaniu, że ta jedna bajka jest lepsza od innych, bo zdarzyła się NAPRAWDĘ! Cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nauczyliśmy się tylu nowych rzeczy jako rodzice, że i tym obowiązkom, rzetelnej rozmowy, sprostamy. Bo jak nie my, to KTO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz