wtorek, 21 maja 2013

Uwaga! Fikcja autentyczna! (2)

    I w dodatku wieje absurdem.
  Przeczytałem ostatnio tekst, który ładnie nałożył mi się na pewną rozmowę. Uraczę więc Was bajeczką.
   Zbudowałem piaskownicę, ot dwa na dwa kwadrat, wysoka na deskę. Do środka wsypałem piasek. Nie za dużo, nie za mało, tak kilkanaście miliardów ziaren. Na początku zabawa wydawała się świetna. Budowałem zamki, miasta, dziwne rzeźby ale znudziło mi się. Chciałem zobaczyć coś więcej. Wybrałem więc jedno ziarenko i przyjrzalem mu się dokładnie. Ku mojemu zdziwieniu, na jego porowatej powierzchni mieszkały mikroby czy raczej Mikroby. Dalsza obserwacja przyniosła zaskakujące odkrycia. Na ziarenku toczyło się życie, powstawały miasta, państwa, toczyły się wojny, a ja z początku tylko patrzyłem. Ale i to było nudne. Spróbowałem więc niewielkiej ingerencji. Pomogłem jednej grupie Mikrobów zdobywać władzę czy raczej Władzę. Głupie nie były. W krótkim czasie dostrzegłem pierwsze oznaki kultu mojej osoby. Nieporadnie stawiane pomniki, pierwsze świątynie. Im więcej wielbiących me imię, tym większą moja chęć pomocy! Jakaż to piękna zabawa!
    Wciąż jednak nie wszystkie Mikroby uznawały moje istnienie i moc. Zacząłem więc karać niepokornych. Zsyłałem na nich śmierć i klęski wszelakie. Ale najgorsze, że moi wyznawcy nazywali mnie innymi imionami i czcili inaczej, zabijając się z powodu tej odmienności. Wpadłem więc na pomysł absurdalny aby pogodzić zwaśnionych. Zacząłem przemawiać do jednej samicy Mikroba głosem łagodnym, mówiąc jej o powołaniu jej syna. Mówiłem jej, że to moje dziecko, które odkupi i pojedna walczących. Musi tylko oddać życie w okrutny sposób. Trudno ogarnąć ile okrucieństwa może powstać z nudów i próżności. Rozmawiałem więc z nim kiedy się urodził i szeptałem do uszu słowa, za które miał zginąć. Aż nadszedł czas i poświęciłem go dla dobra innych. Nie pomogło. Różnice pozostały, wojny się nie skończyły. Rzuciłem więc ziarenko do innych, a sam zbudowałem sobie nową i ciekawszą zabawkę.
   To skrót taki. Można by cała powieść napisać. Może i jakiś Mikrob lub kilku zrobiło to i wciąż w to wierzą. Ale ja, mając miliardy ziaren zapomniałem już dawno o tej jednej drobince.
   Wiem wiem teolog ze mnie żaden. Pominąłem zapewne wiele dogmatów i praw. Ale sedno jest jedno i konkluzja też. Jeżeli jesteśmy pyłkiem we wszechświecie to skąd przekonanie, że ktoś się nami interesuje? Uśmierca dla nas własne dziecko? I czy dowody naukowe nie wykluczają jego egzystencji? Mikroby mogłyby zobaczyć swego Pana przy użyciu odpowiedniego sprzętu, my patrzymy o wiele dalej i nic. Jesteśmy kosmicznym zbiegiem okoliczności więc korzystajmy z tego, że jesteśmy! Bo przecież "To, to życie jest i nie ma nic innego..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz