niedziela, 29 marca 2015

Uwaga! Fikcja autentyczna! (8)

     Zbyt dużo powieści postapo. Nawet pozornie niegroźne zdarzenia włączają wyobraźnię. I co teraz? I co dalej?
     Włączyli prąd. Nagle i bez specjalnego powodu. Nie ma śnieżycy, nie wieje porywisty wiatr, nie planowano żadnych konserwacji. Jest niedziela. W moim mieście zabrakło prądu. 
     W pierwszej chwili nikt nie reaguje panicznie. Jest wczesne popołudnie, nikogo nie przeraża fakt braku telewizji czy internetu. Zdarza się, czasem awarie mają tendencję, żeby zdarzać się w najmniej oczekiwanym momencie. Zresztą, dla awarii każdy moment jest dobry. Każdy zajmuje się sobą. Układamy puzzle, czytamy książki, być może spędzamy więcej czasu razem. Pierwsze pytania pojawiają się, kiedy pierwsza osoba spróbuję dodzwonić się do elektrowni. Choć nawet w tym momencie, brak sygnału nie przeraża. W końcu każdy ma świadomość, że "wszyscy dzwonią" więc pewnie linia jest przeciążona. Wraz z upływem czasu wątpliwości będzie jednak przybywać. 
     Nagle z kuchenek "znika" gaz. Brak drugiego medium powoduje już bardziej nerwowe reakcje. Coraz więcej osób próbuje dzwonić, w słuchawce jednak wciąż ta sama, nieubłagana cisza. Ludzie wychodzą z domów. Rozmawiają. Próbują odkryć co się dzieje, co więksi desperaci ruszają do gazowni, do elektrowni by dowiedzieć się u źródła. W obu przypadkach zastają zdezorientowanych pracowników, którym nikt nic nie mówi. Maszyny stanęły. Rezerwowe agregaty wyczerpały paliwo i zamilkły. Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie "co się stało?". 
     W tym samym momencie stają przepompownie wody. Nie tylko nie da się ogrzać domu, nie można nic ugotować, teraz zabrakło również wody do mycia. Wodociągi również milczą. Nie działa też sieć komórkowa. Nie można skontaktować się z nikim. Powoli wkrada się chaos.
     Pierwsi śmiałkowie włamują się do lokalnych sklepów. To ci, co nie bali się odpowiedzi na pytanie "czy już pora zaopatrzyć się w podstawowe produkty bez pytania?". Skoro panuje całkowity brak informacji, skoro nikt z władz nie wie co się dzieje, każdy musi zadbać o siebie i swoją rodzinę. Policja jest właściwie bezradna. Działają, jeszcze, tylko radia samochodowe, łączności z cetralą nie ma. Samych funkcjonariuszy jest zbyt mało, żeby chronić wszystkie miejsca w mieście. Inna sprawa, że każdy z nich znalazł się w takiej samej sytuacji. Posiadanie broni i szkolenia, które przeszli dają im przewagę, o której trudno będzie zapomnieć. Czemu by jej nie wykorzystać? Ilu policjantów, strażników miejskich, żołnierzy zapomni o składanej przysiędze?

     Pierwszymi ofiarami będą najsłabsi i najbardziej ufni, ci którzy będą szukać pomocy, bo sami nie będą mogli jej sobie zapewnić. Władza jaką znamy, przestanie istnieć, realną władzę sprawować zaczną dzikie bandy i chaotyczne gangi złożone z tych, co są gotowi na wszystko. Rozpocznie się walka o przetrwanie, najcenniejszym dobrem stanie się paliwo, woda i konserwowa żywność. Niezaspokojony pozostanie jednak głód informacji. Na te trzeba będzie poczekać, aż pojawią się pierwsi wędrowcy, którzy będą przynosić, bądź sprawdzone dane, bądź zasłyszane legendy. 
     A może trzeba ubiec wszystkich i wyruszyć na polowanie już teraz? Prądu nie ma od piętnastu minut.... a co jeśli już nie wróci? Kiedy podjąć decyzję? 
     O, nie trzeba. Nie tym razem. Wrócił.

czwartek, 26 marca 2015

Spisek (nie) do końca fantastyczny...

     Nie lubię tworzyć teorii spiskowych. Nie lubię głupiego łączenia faktów, by stworzyć coś potencjalnie strasznego. Uważam to za głupie i niepotrzebnie wywołujące panikę. 
     Aaa tam kłamałem. Jestem fanem Fantastyki, więc cóż może mnie kręcić bardziej niż wymyślanie takich (nie)prawdopodobnych scenariuszy? Niewiele rzeczy. A zatem czy ktoś interesował się wiadomościami z kraju i ze świata? Ja conieco poznałem...
      U wschodnich sąsiadów lekko nie jest. Pomimo zawieszenia broni, pomimo układów i rozmów, wciąż giną ludzie, wciąż słychać strzały. Przesmyk, tak potrzebny do połączenia Półwyspu z lądem, wciąż nie jest w rękach zainteresowanych. Zachód zapomniał, albo wciąż żywo pamięta jak wygląda wojna, zachowuje się więc zachowawczo, próbując dyplomacji i gospodarczego straszenia. Jak do tej pory, wszystko to na nic. Wschód czuje niemoc i słabość przeciwnika i robi co chce, bezkarnie. 
    Dowództwo kraju Na Środku powtarza jak mantrę, że nic się specjalnego nie dzieje. Równocześnie wykonuje ruchy dalekie od normalnych. Wschód ma przenieść kilkadziesiąt rakiet balistycznych i manewrujących pobliże granicy państwa Na Środku, a jego Generałowie twierdzą, że to zupełnie normalne. Równocześnie rozpoczynają, pierwszą od lat, akcję trenowania rezerwistów. Stosując do tego formułę poboru natychmiastowego, czyli dziś wezwanie, jutro stawienie na jednostce. Dalej twierdzą, że to normalne i bez związku z sytuacją na Wschodzie. Więcej o tym za chwile.
     I z innej beczki. Największy Szeryf państw Zachodu dokonuje wymiany swoich oddziałów z państw Nadmorskich na Zachód. Do tej pory przebywali oni drogę przez kraj Na Środku stosując najtańszy wariant czyli kolej. Bez wzbudzania sensacji i blokowania dróg. Tym razem jest inaczej. Kolumna kilkudziesięciu wozów bojowych wyrusza w liczącą prawie dwa tysiące kilometrów drogę. Nie jest to droga "na wprost". Przejeżdżają, w ramach ćwiczeń, przez cały kraj, spalając mnóstwo paliwa i wywołując zamieszanie na skalę całego kraju. Znów owe ćwiczenia "nie mają NIC wspólnego" z sytuacją na Wschodzie. To tylko pokaz siły.
     Na początku marca z magazynu w kraju Na Środku ginie ponad dwadzieścia pojemników z radioaktywnym kobaltem. Niby nic. Z początkowego HALO robi się znów burza w szklance wody. Pojawiają się eksperci, którzy uspokajają i ci, którzy twierdzą, że zagrożenie jest duże i realne. Nie wiadomo, komu wierzyć. Tymczasem mija miesiąc i ani widu, ani słychu. Zrzucanie winy na "złomiarzy" jest trochę naciągane. Trudno jest wywieźć ponad dwadzieścia pojemników z ołowiu, ważących po kilkadziesiąt kilo każdy. Nie ma tylu "złomiarzy" i tylu wózków, które mogłyby to zrobić niezauważenie. Tym bardziej, że materiał radioaktywny zmagazynowany był w pomieszczeniach firmy, zajmującej się monitoringiem i alarmami. Wpadka.
     Na to wszystko wracamy do powołań w armii kraju Na Środku. Generalicja nie chce zdradzić, jaka jednostka wyśle powołania dla rezerwistów jako pierwsza. Kiedy dochodzi do wezwań okazuje się, że na szkolenie, NATYCHMIAST, musi się stawić kilkuset żołnierzy z.... pułku Wojsk Chemicznych. Hmmmmmm
     Za dużo fantastyki. Mamy więc Wschodnie rakiety balistyczne i manewrujące, zdążające na zgrupowanie w pobliżu granicy, zaginione pojemniki z materiałem radioaktywnym, dziwne ćwiczenia wojsk Zachodu i powołanie do jednostki zabezpieczenia chemicznego. Niby wszystko "zupełnie normalnie", niby nic wielkiego się nie dzieje, a jednak.... trochę wyobraźni i można zacząć panikować, a to w sumie nie wszystko.
     Czy jest na sali pisarz?? Może warto z tego sklecić jakąś piękną powieść o globalnej katastrofie? 
     Czytał ktoś książkę z uniwersum Metro 2033? Nie? Może warto?..... Kto wie czy nie zamienią się one w poradniki przetrwania.
      Aha i tak na marginesie. Rakiety balistyczne mają zasięg 300, a manewrujące 500 kilometrów. W przypadku, kiedy jeden debil zechce, nikt nie zdąży się ukryć. A debili nie brakuje.

1. Wszystkie opisane sytuacje są w sumie prawdziwe, aczkolwiek nie podaję ich źródeł, gdyż jest to tylko swobodna interpretacja wiadomości. Wyciągnięte wnioski są raczej fabularne, aczkolwiek kto wie....
2. Dziękuję kolegom za twórczą dyskusję, dzięki której pojawił się pomysł na cóś takiego. Żałuję, że nie mam talentu pisarza, bo może skleciłbym dobra książkę i został Bogatym Autorem :)
3. Jeżeli ktoś uważa, że pieprzę bez sensu, to całkiem możliwe, że może mieć rację. I w sumie wolałbym, żeby tak było.



PS Nawet nie zauważyłem, że to post numer 50..... a oglądających było ponad 3000 :) no pięknie, pięknie. Czyli jednak ktoś tu zagląda. DZIĘKUJĘ :D

sobota, 14 marca 2015

Kiryło zniknął

     Biały Kiryło zniknął. Nieee, nie to , że wyszedł z domu i nie wrócił, nie to, że poszedł z kolegami na piwo i zaginął, nieee. Kiryło "wyparował", zaniknął fizycznie. Jednego dnia aktywny facet, zabiegany, zasapany, szukający tego, czego większość szuka., następnego dnia zaginiony, zniknięty, całkiem.
     Nie powiem, zdarza się, że coś znika i nie da się tego odnaleźć. Mówi się wtedy, że "Diabeł to nakrył ogonem", jednak Kiryło jest istotą żywą, zbiorem komórek, posiada narządy wewnętrzne i kościec. Teoretycznie nie może tak po prostu zniknąć. A jednak. Wytłumaczenie mogłoby być proste, straszne, ale proste. Mógł zostać zjedzony przez towarzyszy. Jednak, żaden z nich nie jest mięsożerny, żaden z nich nie powinien robić takich strasznych rzeczy. Czy nawet "nie drapieżniki" mogą pożerać współbraci?
     A może znalazł tajemniczy portal, który prowadzi do innego wymiaru, gdzie tacy jak on odnajdują szczęście? Czytałem o tym. Żona znalazła nawet obszerny artykuł, czy wymianę zdań na jakimś forum. Niesamowite to jest. Może faktycznie, bo co się z nim stało? Żadne, ale to absolutnie ŻADNE czynniki nie przemawiają za jego zniknięciem. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia na całkowitą dezintegrację istoty żywej. Tym bardziej, że środowisko, w którym żył jest dość hermetyczne.
     Czasem zdarzają się różne, niewytłumaczalne hstorie. Ta jest jedną znich. Wchodzi w grę siła trzecia, ale nikt tak do końca nie wierzy, że jest to możliwe. Chociaż, tak naprawdę, to JEDYNE rozsądne wytłumacznie. Trzeba więć porzucić racjonalizm i zacząć wierzyć w bajki, albo uznać, że całkowicie irracjonalne jest możliwe. 
     Noo więc gdze jest Kiryło? Przecież nie wyparował, nie uciekł, nie został zjedzony, a jednak nie ma go. I już. Trzeba się z tym pogodzić, tylko wciąż nie daje spokoju fakt, że natury nie da sie oszukać. To co? Cud? 
    Cuda się nie zdarzają. Nie ma czegoś takiego. Jest tylko zbieg okoliczności, trafienie, jedno na milion. Teraz, akurat wydarzają się trzy, cztery, dziesięć rzeczy jednocześnie i mamy cud. W tym przypadku jednak ciężko to podciągnąć nawet pod cos takiego. No bo w końcu....
     Akwarium to mały zbiornik, bez względu na wielkość. Trudno w nim zgubić rybę. Tym bardziej, że nie ma w nim ryb drapieżnych. Ot kilka Danio, kilka Gupików, parę Neonów iiiiiii Kirysy. Były. Jeden zszedł całkiem i jego martwe ciało wyłowiłem osobiście. Ten był Spiżowy. Drugi był albinosem i zniknął. Jednego dnia siedział na dnie, ledwo się ruszał, w sumie to kładliśmy na nim kreskę, bo trudno było wierzyć, że się podniesie i.... Pyk. O poranku nie ma ryby! szukaliśmy,patrzyliśmy i nic. Zapadł się. Zakopał. Został zjedzony przez kota (niby jedyne wytłumaczenie, ale JAK??). Został zjedzony przez inne ryby, no kogo? Gupiki? Danio? Neony? Brata Kirysa? Może fakt znalazł portal. Jeżeli tak to ja też chcę kiedyś taki. Do lepszego świata. 
     Próżne błagania. Pozostaje liczyć na to, że nie zjedzą mnie koty.

piątek, 6 marca 2015

jedna władza, jedna myśl, pozory demokracji

     Jestem ojcem. Między innymi pięciolatki. PIĘCIOlatki, która w tym roku na dwa miesiące przed szóstymi urodzinami będzie musiała spełnić obowiązek szkolny. Pójdzie więc jako rocznikowy sześciolatek, jak jednak ma się to do jej koleżanek i kolegów urodzonych z początkiem roku? Przepaść. 
     Nie, nie próbuję udowodnić, że moje dziecko jest opóźnione i potrzebuje specjalnego traktowania. Nie. Moje dziecko daje radę i gdzieś tam wierzę, że poradzi sobie w tej szkole. Muszę w to wierzyć, bo pod pozorem demokracji, rząd nie zostawił mi wyboru. 
    Byliśmy z Żoną u psychologa, w innej materii, ale spytaliśmy o obowiązek szkolny i usłyszeliśmy "Nie ma podstaw do odroczenia", znaczy się wszystko powinno być oki. Mam tylko nieodparte wrażenie, że spędzenie 45 minut w ławce będzie dla mojej córki gehenną. Skoro nie potrafi usiedzieć pięciu minut przed telewizorem? Cóż najwyżej będę notorycznie podpisywał uwagi i odwiedzał szkołę. 
     Oczywiście staramy się ograniczyć szok dla Średniej i nie posyłamy jej do szkoły rejonowej (najgorsza w mieście, testowana przez Najstarszą), omijamy też lepszą, ale przeogromną w samym centrum. Nasz wybór padł na niewielką Szkołę na peryferiach miasta. Pani psycholog polecała właśnie ją, dzieci mojej Siostry chodziły właśnie tam, wierzę, że w małej szkole moja córka lepiej się odnajdzie. 
     W naszym kraju na Wisłą ustrój nie ma znaczenia. Wciąż jest jedna partia, która rządzi (bez względu na nazwę) i jej bliski podnóżek w postaci PSL, która to idzie do łóżka z każdym. Obywatelom zostawia się pozory demokracji, pozory możliwości decydowania i wprowadzania zmian. Powstał projekt obywatelskiej ustawy, zebrano pod nim milion sześćset tysięcy podpisów i co? Sala sejmowa świeciła pustkami, jakby nikomu specjalnie nie zależało na wysłuchaniu tego co OBYWATELE maja do powiedzenia. A chodziło tylko  o możliwość WYBORU, czy chcę mojego pięcio, sześcio latka posłać do szkoły teraz czy poczekam jeszcze ten rok. Partia rządząca pokazała jak głęboko nas ma. Powiedziałbym JUŻ WIECIE NA KOGO NIE GŁOSOWAĆ!! Ale zrodzi to tylko pytanie, "Na kogo zatem?" PiS? Korwin? Nowa prawica? Stara Lewica? Większość z nich już była, a ci co nie byli czy aby na pewno coś zmienią? Łatwo jest o populizm dzisiaj, już czekam na te hasła przedwyborcze: "Nasza Partia da wam wybór!", "Uratujemy Twojego sześciolatka, przed szkołą!", wystarczy poczekać, populizm sam się odezwie, a potem co? Woda w ryjek i nikt nic nie będzie pamiętał.
     Tak na marginesie czy ktoś zauważył jak sprytnie rząd podwyższył ilość lat potrzebnych do uzyskania świadczenia emerytalnego? Nieeee, nie tylko wydłużył emerytalny! Nasze dzieci wcześniej pójdą do szkoły, wcześniej ją ukończą, wcześniej pójdą do pracy. Jednym sprytnym manewrem mamy dodatkowy rok w kieracie, dodatkowy rok płacenia składek na martwego mamuta czyli ZUS. Nasze pociechy staną się, w teorii, kołem ratunkowym dla naszych emerytur. Czy to zadziała? Sami sobie odpowiedzcie. Tego trupa nic juz nie uratuje. No chyba, że przymusowa eutanazja dzień przed 67 urodzinami.
     No i jeszcze jedno. Kochani emigranci, którzy tak ochoczo donosicie, że "u was na zachodzie" to jest norma, że tam sobie dzieci radzą itd itp. Powie wam jedno, powiem wam jak mówię mojej Najstarszej, a ostatnio coraz częściej również Średniej: MAM W DUPIE CO JEST U INNYCH! ŻYJĘ TU W POLSCE!" Jak Szwajcarzy, Niemcy, Anglicy czy Holendrzy chcą, niech posyłają nawet i swoje trzylatki do szkoły. Droga wolna! Ja im nie zabraniam. Ja tu w moim kraju chcę mieć wybór i móc zdecydować, bo nie podoba mi się to i koniec.
     Całkiem na zakończenie. W szkole na peryferiach nie ma etatu dla nauczyciela Etyki, bo nie ma chętnych i co? Najbliższe zajęcia z tego przedmiotu odbywają się w innej szkole, oddalonej o jakieś 4 kilometry. Mam wszczynać wojnę juz teraz czy dać im trochę czasu? Jak nie urok to sr.... Ale tak wybrałem! Bo mam wybór.