środa, 8 lipca 2015

Nie zrozum mnie źle...

   Nie popieram przemocy, wyśmiewania które prowadzi do ostatecznych rozwiązań. Rozumiem żal i oburzenie, rozumiem potępienie i strach. Byłem po obu stronach barykady. Dlatego naszła mnie refleksja, czemu podnosimy głos protestu, czemu oburzamy się na system, na ludzi, na obyczaje dopiero wtedy, kiedy zdarzy się tragedia? 
    Jakieś 29 lat temu byłem w drugiej klasie podstawówki. Do domu 300 metrów bez żadnych skrzyżowań, niebezpiecznych barów, osiedlowych melin. A jednak zdarzyło się coś co zapoczątkowało różne procesy w moim życiu. 
     Trójka starszych chłopaków z siódmej, może ósmej klasy (pamiętam twarze do dziś) dorwała mnie i kolegę tuż za szkolnym ogrodzeniem. Przez godzinę chłopaki miały ubaw pastwiąc się nad młodszymi. Musieliśmy klęczeć przed nimi i powtarzać  wymyślane regułki. Żaden z nas nie miał dość siły żeby chociaż spróbować uciec.  Pozwoliliśmy więc poniżać się ze wstydem  łyjając łzy. Spóźniłem się do domu. Opowiedziałem o wszystkim rodzicom. Razem z ojcem poszliśmy pod szkołę w nadziei, że znajdziemy ich tam jeszcze, że dostaną zasłużoną nauczkę. Nie było ich oczywiście, a ja bałem się wskazać ich w szkole. Przegrałem z własnym strachem. 
    Potem było równie źle. Jako dziecko chronione parasolem rodzicielskiej miłości, odgradzany byłem od świata, czym i jak sie dało. Stałem sie obiektem żartów wśród kolegów. Ot chociażby temat czwartkowych seriali sensacyjnych. Pamięta ktoś? Seriale, prawie bez sladu krwi, z przemocą na poziomie dzisiejszych bajek na Disney Junior. Ja nie mogłem. Śmiali sie do rozpuku, że ja tylko bajki na dobranoc, a potem mamusia kładzie mnie do łóżka. Było mi wstyd, czułem sie gorszy.
     Na domiar złego moja Mama była katechetką. Wtedy jeszcze religia odbywała sie tam gdzie jej miejsce, czyli w salce katechetycznej. Zostałem więc dzieckiem "świętych rodziców", co to jest pod specjalna ochroną. Napiętnowanie. Po co o tym piszę?
     Spora część ludzi znów znalazła temat do wymiany ciosów. Samobójstwo popełnił mlody chłopak, poniżany i wyśmiewany. nie miał siły by stać się innym. Ja wykorzystałem szansę, którą dał mi system edukacji. Zmieniono klasy, tych "gorszych" przeniesiono, tych "lepszych" zgrupowano w innej klasie. Zacząłem od nowa, z obietnicą dla samego siebie, że nie będę już ofiarą. Byłem dumny, kiedy wychowawczyni wywoływała mnie z nazwiska, tuż obok innych "złych". Czułem satysfakcję, kiedy dręczyliśmy innych, tak jak wcześniej dręczono mnie. Mój strach zamienił się w okrucieństwo. Takie dziecięce, młodzieżowe, najbardziej okrutne, bo pozbawione dyplomacji. Szczere.
     Dlaczego podnosimy głos oburzenia, dlaczego alarmujemy prokuraturę dopiero wtedy, gdy staje się coś złego? Czy żaden z nas rodziców, czy żaden z was uczniów nie może spróbować przeciwdziałać? Czy naprawdę wolimy nie zauważać? Nie dostrzegać, zła które czai się wokół? Czy nie rozmawiamy z dziećmi? Szukamy winnych. Piętnujemy kolegów Dominika, za zachowanie, za idiotyczny portal, za wyśmiewanie nawet jego smierci, a przecież ktoś tych oprawców wychował. Ktoś wpajał im jakieś wartości, ktoś ich czegoś uczył. Dlaczego nikt nie wyczulił ich na wrażliwość człowieka, na fakt, że nie wszyscy są gruboskórni i odporni na "żarty".
     W obliczu tragedii zapominamy, że to od nas, rodziców, zależy jak ci młodzi ludzie postrzegaja świat. Czy w obliczu niesprawiedliwego zachowania, będą mieli odwagę sprzeciwić się, może i dać w mordę? Czy też przyłączą się do tłumu, bo lepiej się "nie wychylać"? Po raz kolejny media huczą, specjaliści zabierają głos. Eksperci analizują. Szybko jednak sprawa ucichnie. Jak wszystkie wcześniej. 
     Tak samo "walczono" z falą w wojsku. Ten system trwa od lat i ma się dobrze. I nie ulegnie zmianie poprzez dyskusje na portalach czy szum w mediach. Dopóki nie  dostrzeżemy faktu, że to dzieje się obok nas, nierzadko nas dotyczy, dopóki nie zaczniemy rozmawiać z dziećmi o ich problemach w szkole, nie zmieni się nic. Znów wrócimy do  codzienności, pewni, że "mnie to nie dotyczy". Aż znów, gdzieś, kiedyś, kolejny zgnojony nastolatek odbierze sobie życie. 
     Zastanów się rodzicu, czy twoje dziecko nie jest czasem milczącą ofiarą, ukrytym katem, świadkiem co odwraca wzrok? Czy gdzieś koło ciebie nie rozgrywa się czyjś dramat, który może mieć tragiczny finał. Działaj. Reaguj. Internetowe znicze nie naprawią niczego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz