poniedziałek, 25 maja 2015

Prawo, w lewo, jazdy

     Zdawaliście? Pewnie dawno, może nie całkiem dawno, może wczoraj? Jak to jest, że niby nic trudnego, niby wszyscy jakoś dają radę, ale mało kto pamięta trasę, na której zdał. Lepiej pamiętamy stres. Psychozę, wizyty w kiblu i obgryzione paznokcie. Idiotyzm powiecie. Prawda, ale prawie każdy z nas przez to przechodził.
      Oczywiście mowa tu o zdających w WORDach, tych co tłukli się najpierw Punciakami potem innymi stworami po większych miastach. Wciąż pamiętam te szepty na kursie: "a ponoć w Jastrzębiu da się dogadać", "w Raciborzu są spoko!", "w Bielsku jest przeje....". Było. Były wyprawy z kursantami do innych, czasem odległych miast, bo tam łatwiej. Psychoza jednak pogłębiała się z roku na rok i wydawało się, że dotarła do ściany absurdu. nic bardziej mylnego. Kreatywność ustawodawczego betonu potrafi zaskoczyć zwykłego obywatela.
      Od stycznia dostaliśmy Eco Driving.... Co to? Niby nic, a jednak znów pierdoła do oblewania kursantów. Pomijam już wymownym milczeniem "inteligentne" pytania w testach, większość z nich nie ma ŻADNEGO!!! związku z prowadzeniem pojazdu. Ani zgodnie z przepisami ani bezpiecznie, ot bełkot, który ułatwia zarabianie aparatowi egzaminujacemu. Co do jazdy.... karteczka na drzwiach prowadzących na plac egzaminacyjny jest wystarczajaco wymowna: "KONSULTACJE PSYCHOLOGICZNE PRZED EGZAMINEM. POKONAJ STRES!!" Ale, że jak?? Czy posiadanie uprawnień do prowadzenia pojazdu naprawdę musi być zarezerwowane dla ludzi o stalowych nerwach i tytanowych jajach? Czy może dla tej garstki szczęśliwców co "trafią na fajnego egzaminatora, który nie będzie się czepiał." Czy to jest normalne?
      Nie, nie jest. Jak sporo rzeczy w tym pięknym kraju. Skąd mi się zebrało na pisanie o "prawku"? Akuratnie moja Żona wybrała się w końcu na kurs. Radość. Uda mi się w końcu mieć zmiennika, Żona się usamodzielni, będzie mogła zajechać sobie gdzie chce bez wiecznego liczenia na innych. Najpierw jednak stres. Teoretyczny wychodzi już bokiem. Godziny spędzone przed komputerem i klikanie w tysiące odpowiedzi. Wciąż trzymane kciuki "żeby się udało". No właśnie "udało"? Czy wiedza teoretyczna potrzebna kierowcy ma polegać na tym, żeby mu się "udało" trafić odpowiednie pytania? Co takiego musi wiedzieć młody kierowca oprócz przepisów ruchu drogowego i podstawowej obsługi pojazdu? Ano na przykład "Ile metrów od skrzyżowania powinien znajdować się znak ustąp pierwszeństwa, w terenie zabudowanym i ograniczeniu prędkości do 60km/h?" Ktoś wie? Ktoś wie, po co wie?
      Teoretyczny zdany. I co? Zbliża się termin praktycznego. Żołądek reaguje jak przy infekcji. Jeżeli coś ma pójść nie tak.... Gdyby WORD założył sobie elektrownię z biomasy, mógłby pewnie zasilić pół miasta. I tu tak naprawdę zaczyna się właściwy tekst. Chodzi mi bowiem o to, że pierwszy raz byłem tak emocjonalnie związany z osobą zdającą. I pierwszy raz musiałem przeżywać nerwy przed i w trakcie, oraz przełykać gorycz porażek. Na szczęście trwało to krótko, ale do końca życia zapamietam chyba powtarzaną mantrę. "Następnym razem się uda, dasz radę, potrafisz!!" Stojacy obok poddawany jest presji, bo nie ma wpływu na sytuację, bo nie może pomóc "fizycznie" w żaden sposób. Bez względu na powód niepowodzenia musi pozostać tym optymistycznie nastawionym, tym który chociaż słowem spróbuje nie gasić nadziei.
     Przeraża mnie fakt, że zwykłe uzyskanie uprawnień w tym kraju, staje się dramatem. Staje się Mount Everestem, na który musisz się wspiąć. Jak chory jest system, który oferuje pomoc psychologiczną dla kandydatów? A to ponoć jeszcze nie koniec. Dalsze obostrzenia są w planach. Cieszcie się ci, którzy już posiadacie, spieszcie się ci, którzy chcecie mieć. Już niedługo łatwiej będzie zostać pilotem kosmolotu.
      Ciekawe czy ktoś w końcu zakończy ten biznes, chociaż chyba nie będzie to nikomu na rękę. Mam nieodparte wrażenie, że zdawalność w WORDach podlega tej samej zasadzie co sprzedaż w elektromarkecie: jest do zrealizowania Target! I choćbyś był super kierowcą, to zawsze można cię oblać. Zawsze. Wystarczy, że "za mało" będziesz patrzył przez tyllną szybę w tak zwanym "tunelu". I beret. Koniec. Do domu! I oczywiście kolejne 140 PLN :) No przecież nie poddasz sie tak łatwo? Może następnym razem los sie uśmiechnie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz