sobota, 11 stycznia 2014

Gdy nie ma dzieci w domu...

        No własnie. Gdy nie ma, to co? Zdania pewnie będą podzielone pomiędzy tych co nigdy nie mieli i mieć nie chcą, tych co chcą, a nie mają i tych co mają ale "sprzedali" (znajomym, dziadkom, cioci itd). Każdy inaczej podejdzie do tego tematu. 
           Rodzinka mi się rozrosła. Jest Nas więcej. To szczęście wielkie i nikt nie powie mi, że dużo znaczy gorzej. Wiadomo, nie samymi superlatywami człowiek żyje i zdarzają się sytuacje potencjalnie denerwujące. Każda w innym wieku, każda z własnym bagażem problemów, każda potrzebuje innego podejścia. Jak wszystko jednak, tak i ta relacja ma dwa końce. Inne są nasze wymagania, inne oczekiwania, inne traktowanie nastolatki, kilkulatki i.... zerolatki. Duże różnice wymagają ogromnej elastyczności i nie zawsze wychodzi to tak jak by wyjść miało. Pojawiają się konflikty, sytuacje bez wyjścia, padają słowa, które paść nie powinny. Jest w tym jednak również mądrość i próba zrozumienia. Czasem tylko są dni kiedy brak już sił, brak mocy na zgłębianie tematu, nie ma miejsca na rozmowę, kończymy konflikty z pozycji siły RODZICA. Czasami mam wrażenie, że otoczenie dostrzega to jako przesadę. Patrzy krzywym okiem, po cichu krytykuje. Nie, żebym zbytnio się tym przejmował. W końcu to nasze dzieci i kto jak nie My wiemy jak je wychować? Oczywiście, kiedy pojawiają się problemy można zasięgnąć rady ludzi, którzy poświęcili życie na studiowanie zachowań dzieci i młodzieży i korzystać z ich doświadczeń. Można też odesłać ich do diabła i robić swoje. 
           Jednakowoż nic nie wnerwia mnie bardziej niż "dobre rady" ludzi, którzy nigdy nie mieli, nie mają i raczej mieć nie będą dzieci (przynajmniej oficjalnie). 
           Słyszałem kiedyś opinię, że oni również mają prawo wtrącić swoje trzy grosze, bo przecież mają rodzeństwo, mają kontakt z innymi rodzicami, rozmawiają z ludźmi o ich problemach. Gówno, za przeproszeniem, prawda. Im bardziej jestem rodzicem, tym bardziej wiem, że obserwacja z zewnątrz pokazuje tylko jak urocze potrafi być potomstwo i jakie to "błędy" popełniają ich rodzice, czy opiekunowie. Nikt z nich nigdy nie był "w środku", nie wie jak to jest cieszyć się z drobnostek, drżeć ze strachu, śmiać się z głupich żartów. Nie wiedzą, że karanie, często jest boleśniejsze dla dla rodziców, niż dla karanych dzieci. Pozbawieni całej palety uczuć, chcą mówić innym jak powinni to robić. 
              Taka refleksja mi się nasunęła, jak jeszcze raz usłyszę, że ktoś tam, coś tam to pozostają dwa typy reakcji. Albo zacząć rechotać i odejść, albo strzelić w pysk. Zastanowię się przy następnej okazji. Chociaż na całe szczęście moje rzadko spotykam takich ludzi i jeszcze rzadziej muszę ich słuchać. 
              Mam trzy świetne córki i Żonę :) Rodzina kompletna w 100%. Każdy dzień jest niby taki sam, a jednak inny. Czasami śmiejemy się do łez, czasami chce nam się płakać. To jest życie i nie ma nic innego. Nowe wyzwania, nowe radości tyle tego! Ci co nie mają niech mimo wszystko zazdroszczą. Niech tylko nie mówią mi co i jak. Ja wiem. My wiemy. A jak nie, to się dowiemy. Dzieci nam same podpowiedzą. 


PS Tekst ten jest odniesieniem retrospektywnym. Na szczęście dawno już nie musiałem słuchać żadnych bredni od laików. Pamiętam jednak jak było i odpędzam demony. Tylko mając rodzinę, wiesz co to oznacza. Inaczej.... teorię wsadź sobie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz