czwartek, 4 lipca 2013

Przedszkole (z)grozy....

      Może i nie. Może i to przesada, ale na pewno placówka nieporozumienie. Strach patrzeć jak dobre przedszkole (chociaż jak się cofniemy myślami, to już nie wiadomo czy na pewno dobre) w okresie wakacyjnym zamienia się w .... no właśnie w CO? Mowa tu o numerze 8 przy ulicy Chrobrego w Cieszynie. Zupełnie celowo podaję namiary. Może ktoś poczyta i zastanowi się dwa razy. 
     Zaczęło się niewinnie. Ot odbierając dziecko po pracy zauważyć można, że wraca brudne, nieuczesane, a Panie w ogrodzie najwyraźniej nie bardzo przejmują się co dzieje się wokoło. Potem okazuje się, że o poranku też opieka jest... hmmm delikatnie mówiąc niewystarczająca. Zaaferowane Panie rozmawiają sobie o zakupach zupełnie nie zwracając uwagi na nowe dzieci. A przecież nie każde z nich idzie do nowego, nieznanego miejsca chętnie, prawda? Może potrzebują na starcie trochę zainteresowania, pomocnej ręki, świadomości, że ktoś je zauważa? Nasza Mała nie ma problemów z przystosowaniem, ale znam dzieci znajomych. Wiem, że pojawiają się pierwsze zatargi. Sam odbierałem córkę raz i mam wrażenie, że gdybym nie odnalazł jej w tłumie biegających dzieciaków, to nikt nie wiedziałby o kogo pytam i gdzie Mała jest. Na razie pomijam fakt, że nikt nawet nie zainteresował się kim jestem, nie zapytał, nie sprawdził, a przecież do cholery jasnej nikt mnie tam nie zna! 
     Pomyślałem sobie, że te dwa tygodnie jakoś damy radę.... potem zmiana i może będzie lepiej. Aż do dnia dzisiejszego.... To co usłyszałem po powrocie do domu, zagotowało mi krew. Czytających o słabych nerwach proszę o zaprzestanie czytania gdyż będzie nerwowo....
     Od początku. Żona pojawia się w przedszkolu po dziecko. Przez przypadek spotyka Panią Dyrektor. Nazwisk nie podaję, ale znam. Jak kto chce niech sobie sprawdzi, ale do rzeczy. W ogrodzie dziecka nie ma...... i nikt nie wie gdzie jest...... żadna z Pań będących odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Maluchów nie ma pojęcia gdzie jest nasze dziecko...... Mnie to przeraża. Mogę sobie wyobrazić co czuła moja Żona. Pani Dyrektor stwierdza, że "trzeba poszukać w przedszkolu" (sic!). I zaczyna się. Coraz bardziej poddenerwowana Żona moja przekazuje Pani swoje uwagi na temat opieki (szanowna Pani nawet nie przystanęła, żeby się zainteresować o co chodzi), w zamian otrzymuje odpowiedź "To proszę przenieść dziecko do innego przedszkola!" rzucone przez ramię. Tonu opisać się nie da.... Dziecko się znajduje w ubikacji. Na szczęście pod opieką znajomej, która usłyszała, odbierając swojego synka, że Mała ma potrzebę. Czy Panie nie słyszały? Padają kolejne pytania "Czy każdy może odebrać dziecko? Nawet nie swoje?" i odpowiedź przychodzi przerażająca......" No... TAK" JAK TO, K#$%@&A (przepraszam) TAK?????? To znaczy, że przychodzi ktokolwiek i woła dziecko po imieniu, bierze za rączkę i idzie??? i NIKT go nie zapyta kim jest, gdzie bierze to dziecko? 
       Dygresja i retrospekcja w jednym. Lat temu parę w naszej kamienicy mieszkała dobra nasza koleżanka. Jej córka również uczęszczała do tego przedszkola, razem z naszą starszą córką. I przypomniała mi się taka historyjka: Pewnego dnia pięknego, córeczka koleżanki poszła do domu. Niby niedaleko to, bo wystarczy przejść ulicą (chodniczkiem) jakieś dwieście metrów i już, ale..... Jak kilkuletnie dziecko może tak po prostu pójść do domu z przedszkola???? Kto pamięta jak podobna sytuacja skończyła się w stolicy? Ja pamiętam.... i może koleżanka też powinna inaczej zrobić i nie skończyć na argumentacji słownej, a posłać to dalej. Jak widać po latach takie wydarzenie mogłoby się łatwo powtórzyć, bo nikt z personelu nie przejmuje się gdzie znajdują się ich podopieczni.
     Jestem w stanie zrozumieć, że to tylko dwa tygodnie i ciężko jest zapamiętać imiona wszystkich "nowych", ale są na to sposoby! Chociażby naklejki z imionami. Dlaczego w naszym przedszkolu na ulicy Bielskiej Opiekunki sprawdzają obecność kilka razy dziennie, dzieci mogą być zadbane i zawsze wiadomo gdzie są? Oooooo nie piszę tego tylko z punktu widzenia rodzica, którego pociecha uczęszcza tam od roku, pamiętam jak starsza córka "lądowała" tam na wakacyjny dyżur i zawsze, ZAWSZE była umyta, uczesana i wiadomo było GDZIE JEST!!!!
        Końcówka tej historii jest taka, że oburzona Pani Dyrektor powiedziała, że skarg nie przyjmuje i już, a Mała od poniedziałku będzie przeniesiona do innego przedszkola..... Za karę???? Czy dlatego, że rodzice stają się problematyczni? Z drugiej strony chyba bym wolał.... 


       Mam zamiar ten tekst upublicznić i puścić w jak najdalszą drogę! Proszę też wszystkich, którzy to przeczytają o kolportaż. Historia jest niestety prawdziwa. Zastanówcie się, czy chcecie, żeby Wasze dziecko, dziecko Waszych znajomych, znalazło się w tej placówce. Ja już wiem. To był szczęśliwy traf, że Mała dostała się do szesnastki, a nie do ósemki..... Jak jedno polecam, tak drugiego odradzam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz