wtorek, 24 marca 2020

#zostańwdomu #nieoszalej

No to już. Trzeci tydzień domowego przedszkola, szkoły leci. Trzeci tydzień opieki i zajmowania się domem, co lubię robić, tak samo jak ogarnianie zewnętrza (które teraz mi cofnięto, bo mróz).
Ale, no właśnie, zawsze jest ale.

Kiedy już powrzucaliśmy memy o śmiesznych historyjkach, jak to nam odwali po 3, 5, 10 dniach w domu, do głowy zaczęła wkradać się rzeczywistość, pytania, na które odpowiedzi nie znamy, a te odpowiedzi są nam bardzo potrzebne dla spokoju psychicznego.

Oczywiście możemy zawierzyć się swoim bóstwom, wszystko jedno, w które wierzymy i spokojnie czekać na koniec zamieszania lub nasz, możemy też mieć wyjebane, bo wszak na grypę, na raka, z głodu itd itp.
Możemy też dostrzegać, że bez względu na nasze podejście tryby ruszyły, kto inny podejmuje decyzje, które, pierwszy raz tak bardzo, mają bezpośredni wpływ na nasze życie. Powtórzę, bez względu na nasze podejście.
I wtedy wchodzi ona, cała na biało, lub czarno, może też być na różowo i system się sypie. To dziwne uczucie. Przedwczoraj wszystko było ok, świat był w złej kondycji, ale były siły by stawić mu czoło. Wczoraj, niczym po równi pochyłej, wszystko zaczęło się sypać. System zasygnalizował przeciążenie.

Strach, nie, nie strach, lęk przed jutrem, przed "za tydzień" (nie, nie potęgowany przez wiadomości, fakty czy inne hovno), strach przed tym moim "jutrem", przed jutrem mojej rodziny. Nikt nie wie w jakiej sytuacji znajdziemy się po epidemii.

Próbuję biec. We wszystkim co robię, przede wszystkim robić dużo, nie zatrzymywać się na więcej niż chwilę (ten tekst powstaje w osobnych akapitach, jak podbiegam i piszę). Staram się koncentrować maksymalnie na każdej, nawet najprostszej czynności. Śniadanie dla dzieci, dla siebie, rozpalanie w piecu, gotowanie obiadu, wszystko staje się paliwem do istnienia.

Kiedy zwalniam, atakują nie myśli, które usiłują utworzyć plan, plan na przyszłość. Wszyscy tak robimy, każdy z nas podejmuje codziennie decyzje, które mają ułatwić nam egzystencję, opieramy je na pewnych danych, prognozach i planach. Teraz to wszystko poszło w cholerę. Próbujemy planować cokolwiek w rzeczywistości, w której dzień jutrzejszy jest niewiadomą.

I znów, czy wietrzymy międzynarodowy spisek, czy uważamy, że to wszystko mniej lub bardziej wymysł "władz", czy obawiamy się zniszczenia świata jaki znamy, czy po prostu staramy się przeżyć to w miarę normalnie, to kto inny podejmuje teraz decyzje, kto inny kreuje naszą codzienność, nawet jeśli uważamy, że to osoby nieodpowiednie.

Strach jest naturalny, ale czy wszyscy będą umieć sobie z nim poradzić? Ja nie jestem sam, będziemy w tym razem i razem stawimy czoła wszystkim przeciwnościom. Kto jednak zagwarantuje mi, że one nas nie przerosną? Lęk uda się uśpić, to pewne, nie pierwszy raz przyszedł. Potrafię go kontrolować. Będą jednak konsekwencje.

Patrzcie na Waszych bliskich, zwróćcie uwagę na wszystko, co odbiega od normy, bo być może ktoś radzi sobie gorzej z tą sytuacją. Być może potrzebuje pomocy, ale nie wie jak o nią poprosić. W trudnych czasach ta ona, depresja, potrafi kopać dwa razy mocniej.

Dodatkowo padł mi telefon. Przestał się ładować. Nie będę go miał conajmniej tydzień, a prawdopodobnie koło dwóch. To znów test, odwyk od sięgania po niego w każdej chwili, od kontaktu z wirtualną rzeczywistością i tymi, z którymi nie mogę mieć kontaktu fizycznego. Z laptopem chodzić nie będę. To nie jest jednak dobry moment na taki odwyk, ten narkotyk pomaga, przynajmniej mi, trzymać równowagę. Teraz jej nie mam.

System mi się zawiesza. Bezpieczne mury kruszeją. Plany stają się absurdem. Lęk przed jutrem przybył i zostanie na dłużej. Obyśmy dali radę. Obyśmy wstali mądrzejsi. Czas na dalszy ciąg lekcji z dziećmi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz